Permanentny nadbagaż czyli o pamiątkach z wakacji


35,5 kilogramów. Tyle dokładnie wynosiła suma nadbagażu mojego i Włóczykija, kiedy pierwszy raz wybraliśmy się razem na wakacje. To oznacza, że nasz bagaż ważył łącznie 75,5 kg (nie licząc kafelków oraz shishy, które mieliśmy schowane w torbach podręcznych). Tak więc, mając na uwadze fakt, że w podróży ZAWSZE trafimy na coś ekstra, podczas pakowania wypełniamy swoje wielkie walizki w 1/3 (no dobra, ja w połowie), a kiedy wracamy, ZAWSZE z ledwością je dopinamy.
......
Przygody związane z pakowaniem pamiątek kruchych, ciężkich, o niespotykanych kształtach, a potem ich transportowanie i udawanie zdziwienia na lotnisku, kiedy pracownicy podejrzanie patrzą na Ciebie - mającą w bagażu podręcznym wielką lampę, wiatrak czy inny rupieć - to temat na zupełnie inną okazję, ponieważ dzisiaj chciałabym napisać tylko o tym, co (a nie jak) z wakacji zwykłam przywozić.
......
Rzeczy, które kupuję podczas wojaży z grubsza mogę podzielić na cztery grupy: produkty spożywcze, artykuły kosmetyczne, lokalną odzież i dodatki oraz inne lokalne wytwory i utensylia. W każdym razie szerokim łukiem staram się omijać wszelkie kramy z kiczowatymi pierdołami jak: breloczki, magnesy czy egipskie piramidki (te i tak zawsze dostaję gratis* do zakupów). W gąszczu kolorowej masy, gdzieś pomiędzy piżamami ze 100% bawełny z domieszką poliestru (tak, tak, ja też się nabrałam dwa lata temu), mieniącymi się inkrustacjami udającymi masę perłową, a plastikową, fosforyzującą figurką starożytnej kociej bogini Bastet, można czasem wygrzebać coś naprawdę fajnego i dobrej jakości. Warto węszyć (w poszukiwaniu prawdziwej skóry chociażby), oglądać towar ze wszystkich stron i pod światło, sprawdzać przeszycia, a także bacznie się rozglądać. W sklepie pełnym towaru często można nie zauważyć rzeczy wiszących pod sufitem, lub ukrytych gdzieś za pierwszym rzędem innego towaru. No a kiedy znajdzie się już TĘ rzecz, obowiązkowo trzeba być obojętnym, od niechcenia pytać o cenę i targować się beznamiętnie - rozglądając się przy tym za zupełnie innymi pamiątkami - tak aby to sprzedawca zabiegał o Was, a nie Wy o towar (taki mały myk!) To wcale nie takie trudne jak się wydaje.
......
Kiedy wrócę już z wakacji, ustawiam większość zakupionych pamiątek na stole i robię im zdjęcie, dzięki czemu potrafię później w prosty sposób przypisać nawet drobiazgi, do miejsca i roku podróży. Ale dość gadania - teraz czas na mały przegląd tegorocznych suwenirów.

* choć, jak wiadomo i jak nauczyli się mówić egipscy sprzedawcy: "za darmo umarło".

Taki fajny kubek (po lewej) wypatrzył Włóczykij dwa lata temu. W tym roku znaleźliśmy mu siostrzanego towarzysza :)

Stary wiatrak firmy Singer zwrócił moją uwagę już w czasie pierwszej wizyty w sklepie Dr House, o którym pisałam ostatnio. Moje skojarzenia, kiedy na niego patrzyłam, oscylowały gdzieś pomiędzy Kairem ze starych pocztówek, wnętrzami luksorskiego hotelu Winter Palace i jednym z moich ukochanych teledysków. Szczerze mówiąc nie wiem czy bym go kupiła, gdyby nie pewne węgierskie małżeństwo, które zainteresowało się wiatrakiem dość poważnie i wówczas włączył mi się syndrom Panie-Boże-proszę-żeby-oni-tego-nie-kupili. Ostatecznie pan Węgier stwierdził, iż musi się zastanowić do jutra i kiedy opuścił sklep, ja dałam sygnał i do akcji wkroczył Włóczykij, który utargował dobrą cenę za wiatrak i zdjęcie czterech wujków (będzie niżej). Uff! Co za ulga.

A to kłopotliwa pamiątka z zeszłego roku. Dość sporych rozmiarów lampa, którą szczęśliwie udało się "przemycić" na pokład samolotu i dzięki czarnemu workowi, w który była owinięta, przebyła całą drogę między nogami Włóczykija niezauważona przez obsługę. Wiatrak, choć ciężki (waży z 10 kg), udało się zmieścić do schowka na bagaż podręczny.

Kolejna tegoroczna pamiątka - stolik inkrustowany masą perłową w tradycyjnym arabskim stylu. Na szczęście udało się go rozmontować, dzięki czemu zmieścił się do walizki. Problematyczny okazał się tylko blat, który trzeba było przemyślnie schować w torbie "na ukos".

Widok części dużego pokoju wraz z pamiątkami na miejscu ich przeznaczenia :)

Wspomniana, stara fotografia czterech wujków, którą kupiłam w "pakiecie" z wiatrakiem. Strasznie mnie zauroczyło to poważne towarzystwo w fezach.

Ciekawymi pamiątkami są też ręcznie wykonywane drobiazgi, które nadają charakteru półkom i stolikom. Po lewej zakupiony w tym roku przez Włóczykija indyjski, malowany schowek na pióra, który ozdabia biurko (czy jest logika w tym, żeby w Egipcie kupować rzeczy z Indii?) oraz perska szkatułka z Jerozolimy.

W Egipcie zaopatrzyłam się w przyprawy (wolę jednak te fabrycznie zapakowane ze sklepu, niż z bazaru, gdzie zdarza się, że przyprawy są zwietrzałe), kawy z kardamonem, które parzę w specjalnym tygielku, herbaty aromatyzowane (granat, mango, gujawa), kadzidełka oraz tytoń do fajki wodnej (w tym roku cytrynowo-miętowy), a także kilka gadżetów dla znajomych.

W podróży uwielbiam kupować kosmetyki! Staram się wybierać lokalne firmy, choć zdarza mi się kupować również produkty międzynarodowych koncernów, ze względu na świetną cenę lub nowości, których u nas nie ma. W Egipcie można znaleźć całe mnóstwo kosmetyków wybielających i rozjaśniających (czego bardzo mi brakuje w polskich drogeriach), a sprzedawcy zawsze śmieją się słysząc, że ja - jasna z natury - szukam takich właśnie rzeczy. W każdym razie zaopatrzyłam się w krem wybielający B-white na dzień (pozostawia białą, ale delikatną powłokę), na noc (tego kremu ze względu na duże stężenie białego barwnika, używam do rozjaśniania podkładów, gdyż większość jest dla mnie zbyt ciemna), krem rozjaśniająco-matujący Garnier, a także krem rozjaśniający włoski, który używa się tak, jak farbę do włosów - mieszając ze sobą dwie części.
Poza tym kupiłam różne maseczki (np. z kurkumą), rewelacyjny balsam do ust z woskiem pszczelim i carnauba, krem peelingujący oraz pasty do zębów w proszku (są zajebiście wybielające, ale muszę sprawdzić czy aby na pewno nadają się do codziennego stosowania). 
Prócz mnóstwa kremów wybielających, można w Egipcie znaleźć najróżniejsze kosmetyki do włosów (Egipcjanie, zarówno kobiety jak i mężczyźni, bardzo o nie dbają). Kupiłam więc olej do włosów (stosuję go od czasu do czasu na noc przed myciem włosów), różne odżywki oraz dwa kremy: nawilżający i intensywnie regenerujący.
Zapasy kosmetyków starczą mi chyba na cały rok :)

Podczas wyjazdów staram się też zawsze znaleźć jakieś lokalne wyroby ubraniowe, chociaż nie przepadam za strojami charakterystycznymi dla danej ludności. Kiedy noszę je w czasie wakacji czuję się, jakbym na siłę stawała się "lokalsem" - a tego bardzo nie lubię - natomiast u nas w tunikach i innych cudach się po prostu nie czuję. Dlatego staram się kupować tylko miejscowe dodatki. W tym roku zaopatrzyłam się w trzy pary skórzanych butków z tłoczonymi motywami egipskimi (buty typowo domowe, bo mają również skórzaną podeszwę) oraz klasyczną, dużą torbę z wielbłądziej skóry od egipskiego designera Samiego Amina. Szalik dorzucił sprzedawca przy okazji targowania się w jakimś sklepie i mimo informacji o 100% kaszmiru na metce, jest to zwykła wiskoza. Ale darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda - na chłodne jesienne dni będzie jak znalazł.
......
A na ostatnim zdjęciu ostatnia wielkogabarytowa i ciężka pamiątka sprzed kilku lat. Lustro kupione u chorego na raka krtani stolarza w Tunezji. Wisi na wprost wejścia, w korytarzu, a ozdabiają je miniaturki urn kanopskich, które fascynowały mnie od dziecka (do nich właśnie chowano wyjęte podczas mumifikacji: wątrobę, płuca, jelita i żołądek).


Komentarze

  1. o jaaaaacieeeee.... jakie cuda!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Emnildo, jestes mistrzynia transportowania pamiatek. Stol w torbie podroznej, 10kilowy wiatrak i wielka lampa w kabinie samolotu, kochana, jestes szalona! Przepiekne pamiatki, a torba ze skory jest wprost cudowna!!! Aha, jak doszlas do tego, ze szal nie jest z kaszmiru?Ja zazwyczaj ufam informacji podanej na metce;)Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, no trochę trzeba się nadenerwować, ale jak już uda się wylądować to radość jest wielka :) A co o kaszmiru to po prostu znam ten materiał w dotyku, a ten był zimny i błyszczący. Zrobiłam też test nitki: paliła się szybko i nie śmierdziała, a wełna cuchnie palonymi włosami (jak kiedyś nadpaliłam sweter przy gotowaniu obiadu, to nie wiedziałam co się dzieje:)). Stąd wniosek, że to wiskoza. Ja metkom (tym egipskim) nie ufam. Z bawełną jest tak samo. Niby piszą 100% a potem się okazuje, że jest tam domieszka poliestru.

      Usuń
  3. Niesamowite pamiątki :) najbardziej zazdroszczę wiatraka od Singera :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Sporo tego! :D Najbardziej podobają mi się szkatułki i żyrandol. Emnildo, normalnie jesteś królową orientu wśród retro blogerek. :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Niesamowite zbiory! Najpiękniejsza jest ta torba ze skóry. a chusta jest prześliczna! Twoją strategię "suwenirową" mogę przyjąć za swoją ;) Uważam, że kupowanie ubrań, kosmetyków czy czegoś dla domu (stolik jest genialny!) jest o wiele sensowniejsze niż nabycie piramid "Made in China" :) Pozdrawiam, życzę wielu równie udanych podróży.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie niedawno doszłam do wniosku, że kupowanie tych wspomnianych piramidek, jakichś symboli, mini budowli charakterystycznych dla danych miejsc jest bez sensu (chyba, że są małe i poświęci się im półkę), bo potem z reguły nie pasują do wnętrza. Sama mam kilkanaście takich rzeczy (np. menora czy sombrero) i choć są piękne, na razie nie mam na nie pomysłu i czasem tylko wyciągam je z szafy żeby popatrzeć :)

      Usuń
  6. Boże... jakie cuda *_* Stolik i wiatrak - cudowne, torba przepiękna, kubek uroczy... Zresztą wszystko zarąbiste!

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałam i pooglądałam te Wasze zdobycze z wielkim zainteresowaniem. Jesteście niesamowici... Ja też lubię przywozić pamiątki, ale znacznie mniejszych rozmiarów i zawsze staramy się pamiętać też o bliskich. Pozdrawiam Cię weekendowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz. My też przywozimy pamiątki dla znajomych i rodziny, chociaż nauczyłam się przywozić je tylko kilku osobom (lub wymiennie - w każdym roku innej), bo kiedy kupiłam "dla każdego coś miłego", to się później zebrało te 34 kg nadbagażu :)

      Usuń
    2. No właśnie, my ostatnio zabieramy minimum naszych rzeczy, żeby był luz walizkach. No, ale czasem to jest trudne...

      Usuń
  8. Ale cudowna, egzotyczna kolekcja różności! Najbardziej podoba mi się ten cudny stoliczek i lustro z ostatniego zdjęcia. I bliźniacze kubeczki. A czy zdarzyło Ci się kiedyś, że jakiś kosmetyk przywieziony z wakacji okazał się niewypałem? Pytam z ciekawości, bo ja nigdy kosmetyków na wakacjach nie kupuję, w obawie, że dostanę jakiegoś straszliwego uczulenia i w ogóle używam tylko kilku ściśle wybranych marek. Zastanawiam się, czy jestem przesadnie konserwatywna :) Serdecznie Cię pozdrawiam, Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo! Szczerze mówiąc nie zdarzyło mi się, żeby jakiś kosmetyk mnie rozczarował. Owszem, zdarzyło się, że jakiejś super właściwości deklarowanej przez producenta po prostu nie było, ale żaden kosmetyk mnie nie uczulił, czy coś. Największą zeszłoroczną wtopą był zakup kremu wybielającego na noc, który jest po nałożeniu bardzo biały. Po zmyciu rano jednak nie było żadnego efektu (najlepiej twarz wyglądała rano po przebudzeniu, kiedy była na niej warstewka wytartego w poduszki mazidła, ale nie wyobrażam sobie, żeby chodzić z nieumytą twarzą:)) Poradziłam sobie z tym kremem w ten sposób, że wybielam nim zbyt ciemne podkłady do twarzy i kremy BB (dla mnie wszystkie są zbyt ciemne i wyglądają groteskowo po nałożeniu na twarz). Spisuje się rewelacyjnie i w tym roku dokupiłam drugie opakowanie na zapas :)
      A co do konserwatyzmu, o którym piszesz, to znam trochę to uczucie, bo kiedyś w sprawach kosmetycznych miałam krótką eko fiksację (nakręcałyśmy się wzajemnie z koleżanką z pracy). Powydawałam wszystkie "złe" kosmetyki, używałam tylko tych organicznych, ale szybko zreflektowałam się (koleżanka również), że używanie naturalnych dezodorantów sprawia, że człowiek śmierdzi - nie da się ukryć :) Tak więc powoli wróciłam do równowagi. Teraz, kiedy kupuję kosmetyki, to staram się wybierać balsamy do ciała i kremy do twarzy eko i bez parabenów, parafiny etc. ale nie jestem już ortodoksem i cieszę się np. z każdego kosmetyku, który dostanę w prezencie. Ufff. To tyle mojego wywodu. Słonecznie Cię pozdrawiam, Asiu :)

      Usuń
    2. Dzięuję Ci za wyczerpującą odpowiedź! Wiesz, ja jestem troche spaczona zawodowo, bo często widzę materiały firm kosmetycznych "od kuchni" i są tam informacje, których klient nie dostaje w ulotce, albo dostaje mikroczcionką i prawie na pewno nie przeczyta - np. można się dowiedzieć, że reklamowany z rozmachem składnik aktywny kremu stanowi w rzeczywistości tylko promil zawartości smarowidła i mniej więcej taki sam efekt dało by pomizianie się masłem roślinnym :) Albo krem za 100 PLN ma praktycznie identyczny skład jak taki za 12 PLN, a różnica w cenie jest związana z pozycjonowaniem marki. Ale skoro mówisz, że nigdy nic Cię nie uczuliło, to zachęciłaś mnie, żebym też zaszalała i kupiła sobie czasem coś ciekawego w jakimś egzotycznym kraju :) Serdeczne pozdrowienia :*

      Usuń
    3. Ja tam (w porównaniu do Ciebie) jestem laikiem, ale jak czytam skład, to też często zauważam, że te składniki wymieniane z rozmachem na pudełkach i ulotkach, zajmują ostatnie miejsca w składzie produktów. Asiu, a czy są jakieś firmy, które wg Ciebie i z perspektywy Twojej pracy są świetne i mogłabyś je polecić? Z reguły kupuję kremy kierując się właśnie wspomnianą ekologicznością, składnikami no i ceną - sięgam raczej po tańsze kremy, w porywach wchodzę na średnią półkę i markę dostępną w aptece (ale to z reguły wtedy, kiedy miałam okazję przetestować krem wcześniej). Natomiast kremy powyżej 100 zł, to już kompletnie nie moja bajka. A do eksperymentów Cię zachęcam - szczególnie jeżeli nie wiążą się z jakimś większym wydatkiem. Pozdrowionka :D

      Usuń
    4. Nie bardzo mogę publicznie wypowiadać się na temat jakości produktów firm, które są moimi klientami, ale szczerze polecam polskie marki, które nie przebiły się ze swoimi produktami na masową skalę za granicą. Paradoksalnie, dzięki temu nie obniżyły jakości, a mają naprawdę doskonałe laboratoria i receptury. Poza tym nie wiem czy wiesz, ale opakowanie kosmetyku z pompką potrafi podnieść cenę produktu nawet o kilkanaście zł - po prostu technologia produkcji tego ustrojstwa jest droga. Niektóre firmy handlujące podkładami do twarzy oferują tańszą wersję kosmetyku w zwykłej flaszeczce - jakość ta sama, tylko pompki brak. Ja na przykład jestem dusigroszem i lubię tę opcję :) Pozdrowionka niedzielne :D

      Usuń
    5. Przepraszam, że odpisuję dopiero teraz! Rozumiem, ale chyba wiem, jakie firmy możesz mieć na myśli - dzięki za podpowiedź :) Zawsze zastanawiałam się ile kosztują opakowania kremów, które nieraz są bardzo wyrafinowane, a co do pompki, to myślałam, że jest stosowana, żeby do kremu nie dostało się powietrze (w przypadku tych kremów, w których podnosi się dół opakowania). Ja np. bardzo lubię balsamy z pompką, bo nie trzeba umazanymi łapkami dotykać opakowania, ale np. mydło w płynie przelewam sobie do starego opakowania po balsamie i dzięki temu jest i wygodnie i oszczędnie :) Pozdrawiam :)

      Usuń
  9. Gdybyś kiedyś chciała założyć kartel przemytniczy, to wróżę ci świetlaną przyszłość :D
    Przywiozłaś prawdziwe cudeńka! Masz nosa do znajdywania ciekawych rzeczy. Świetnie, że miałaś tak udane wakacje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha, pomyślę nad tym interesem - bardzo kusząca propozycja :D

      Usuń
  10. Ale zbiory! Widać, że masz do tego i oko, i pasję :) Aranżacja dużego pokoju świetna :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Skórzane paputki mnie zauroczyły ;)
    Ja rzadko przywożę pamiątki, wolę rozpuszczać kasę na miejscu, na atrakcje, muzea, jedzenie na mieście...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i dobrze. Najważniejsze to żeby na wakacjach zaszaleć, w końcu na coś się cały rok oszczędza :P

      Usuń
  12. tyle fajnych różności:D chyba stolik mi się najbardziej podoba:)) świetny jest:D

    OdpowiedzUsuń
  13. ojej jak tu ciekawie! masz bardzo oryginalny styl i za to duży plus dla Ciebie :-) tak trzymaj Kochana :*

    zajrzyj też do mnie, mam nadzieje, że Ci się spodobają moje zestawy mimo że są w odmiennym stylu :)

    OdpowiedzUsuń
  14. niesamowite pamiątki, lampa, wiatrak cudo, och jak ja Ci zazdroszczę :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Istna jaskinia skarbów! Można więc o Was powiedzieć, że w kwestii przewożenia (przemycania?!) pamiątek jesteście "mistrzami wagi ciężkiej". ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Jeśli można kupić na wakacjach coś, czego nie dostanie się w Polsce, to i rozumie się kilogramy nadbagażu. Wiele z tych rzeczy idealnie pasuje do wystroju mieszkania, w tym nawet kapcie z pierwszego zdjęcia :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Anonimowy19/2/19

    hej, bardzo fajna strona i ciekawy jeżeli mogę zapytać, ile zapłaciłaś za stoliczek? kupiłam taki starusieńki i lekko podniszczony w polsce (bardzo podobny, inkrustowany masą perłową i chyba kością słoniową) i jestem ciekawa jak bardzo przepłaciłam ;) ale był tak uroczy że nie mogłam się powstrzymać ;)
    pozdrawiam!
    aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, fajnie że udało Ci się taki wyszperać i u nas :) Niestety, nie pamiętam ile kosztował, to było tak dawno, że nawet jakiejś przybliżonej kwoty nie umiem sobie przypomnieć (wiem tylko, że jako gratis dostaliśmy poszewkę na poduszkę). Nie przepłaciłaś, takie rzeczy czasem trudno wycenić, szczególnie jeżeli są niespotykane :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za Wasze komentarze. Nie zawsze na wszystkie odpowiadam, jednak każdy z nich jest dla mnie bardzo ważny.
......
Ze względu na spam, komentarze do starszych wpisów są moderowane.

Popularne posty