Historia dawnej mody #1: XVIII wiek
Jakiś czas temu, moja wychowawczyni ze szkoły podstawowej (korzystając z okazji bardzo, bardzo pozdrawiam!) zaproponowała mi wizytę w szkole, połączoną z jakąś ciekawą prelekcją dla uczniów. Zdecydowałam, że tematem tej prelekcji będzie historia mody. W związku z tym, moje plany były ogrrrrromne, ponieważ chciałam opowiedzieć o "wszystkim" (o starożytnych peplosach, o średniowiecznym goleniu czoła, o XVI-wiecznych butach weneckich itd.), ale kiedy zrobiłam próbę na Włóczykiju, plany wzięły w łeb (czas!), ograniczyłam się więc tylko do opowieści o modzie XVIII i XIX wieku.
Chociaż dzień przed prezentacją spanikowałam, że nie dam rady, bo publiczne wystąpienia bardzo mnie stresują, to jednak wszystko się udało. Opowiadanie o modzie i dawnych zwyczajach było bardzo sympatyczne. Najbardziej cieszy mnie fakt, że dzieciaki poznały coś nowego (tak przy okazji, nie mogę uwierzyć, że w podstawówce jest tylko godzina historii tygodniowo!), a ciche westchnienia dziewczynek, przy podziwianiu zdjęć starych sukien były bezcenne!
......
Pomyślałam też, że część mojej prezentacji przedstawię w formie niedługich wpisów na blogu. Myślę że różne osoby, które mnie podczytują (może poza blogerkami kostiumowymi), a nie interesują się modą historyczną na co dzień, znajdą w tej serii wpisów coś ciekawego.
Jednym z najbardziej znanych typów sukni, jakie noszono w XVIII wieku, była robe à la française czyli suknia w stylu francuskim. Na początku wieku była jeszcze odzieniem swobodnym o nieformalnym charakterze, jednak w połowie osiemnastego stulecia - kiedy stanik stał się sztywniejszy - zyskała miano oficjalnej sukni dworskiej. Cechą dla niej charakterystyczną był niewątpliwie otwarty przód, ukazujący spodnią spódnicę (w ubiorach oficjalnych bogato zdobioną koronkami) oraz luźny tył z podwójną fałdą, biegnącą od karku aż do stóp. Suknię układano na dużej owalnej rogówce czyli stelażu wykonanym z fiszbinów (rogowe części w podniebieniu wieloryba), której rozpiętość w najbardziej fantazyjnych modelach dochodziła do 3 m szerokości. Mając na sobie takie konstrukcje, ówczesnej damie najwygodniej było odpoczywać w pozycji półleżącej, tak jak robi to - na otwierającym dzisiejszy wpis obrazie Bouchera - Madame de Pompadour.
Alternatywą dla ciężkich i niewygodnych sukien, stała się pod koniec wieku lekka suknia-koszulka czyli chemise a la reine spopularyzowana przez Marię Antoninę. Była szyta z jasnej bawełnianej tkaniny, wciągana przez głowę i przewiązywana jedwabną szarfą. Do tej sukni kobiety najczęściej wkładały duży kapelusz ze wstążką.
Chemise miała rękawy wykończone falbankami, dlatego zdjęcie po prawej, to raczej taka współczesna wariacja na temat tej sukienki.
Czas na małą dawkę mody męskiej - habit à la française, który swoją popularność zdobył w II poł. XVIII wieku. Składał się z odzienia wierzchniego, kamizelki i krótkich spodni - culotte (dlatego rewolucjonistów z 1789 pochodzących z gminu, arystokraci nazywali pogardliwie sans-culottes, czyli bez krótkich spodni, i tak też nazywamy ich my współcześnie). Największą ozdobą tego ubioru były dekoracyjne hafty, którymi w zależności od modelu wykańczano mankiety, klapy kieszeni, kołnierze lub cały przód. Natomiast najpopularniejszym motywem hafciarskim były bukiety kwiatów lub liście traw.
A teraz czas na kilka gadżetów i urodowych trików, bez których nie mogły się obyć XVIII-wieczne damy.
- Takie pięknie haftowane kieszenie, używane były przez kobiety do przechowywania drobiazgów. Umocowane były na sznurku oplatającym talię i schowane pod suknią, a dostęp do nich dawało nacięcie w sukni.
- XVIII-wieczny makijaż był trochę upiorny (choć de gustibus non disputandum:)). Ideałem epoki była kobieta eteryczna, delikatna, o porcelanowej cerze, dlatego podstawą każdego makijażu było bielidło, czyli pasta z talku, tłuszczu i bieli ołowianej, która dla skóry - a czasem i życia - bywała zabójcza. Długotrwałe stosowanie tego specyfiku sprawiało, że cera stawała się ziemista, ale był na to sposób - jeszcze większa ilość bielidła! Popularnością w tamtym czasie cieszyły się różnokolorowe pudry, a także róże i pomadki w kontrastowych barwach (choć rodzaj i sposób upiększania się był zależny od pozycji społecznej, dlatego mieszczki nie mogły używać tych samych kolorów szminek, co przedstawicielki arystokracji). Szkodliwe specyfiki kosmetyczne i brak higieny powodowały, że skóra była narażona na pojawianie się krost. Na to również był sposób. Używano muszek, czyli sztucznych pieprzyków, które wycinano ze skóry w fantazyjne kształty (serduszka, gwiazdki) i przyklejano na zmiany skórne twarzy i dekoltu.
- Woda szkodzi, zabiera życiową energię i powoduje wiotczenie włókien ciała - alarmowali XVIII-wieczni lekarze. Zabiegiem kąpielowym, jaki zalecano na co dzień, było zamoczenie czubków palców w wodzie różanej, a zamiast mycia twarzy opracowano recepturę na pielęgnacyjną maseczkę z pasty chlebowej, mleka i żelatyny. Jeżeli już musiano się umyć, to sięgano po takie specyfiki jak alkohol lub mleko. A co ma higiena do wachlarza ze zdjęcia? Ano to, że wachlarz prócz swej podstawowej funkcji, jaką jest chłodzenie, zapewniał ówczesnym damom pomoc w ukrywaniu brzydkich zębów i nieświeżego oddechu. Kobiety np. zasłaniały nim swoje usta podczas rozmów z innymi. Panowie natomiast wykorzystywali w tym celu duże koronkowe mankiety. Warto wspomnieć, że każda dama nie dość, że obficie skrapiała się perfumami, to dodatkowo chowała otwartą fiolkę z zapachem w dekolcie sukni i wachlarz zapewne pomagał ten zapach rozsiewać wokół.
- Taki ozdobny przybornik kobieta nosiła przy pasie. Typowo damskie przedmioty, jak: naparstek, nożyczki, poduszka do szpilek podkreślały to, że była ona panią domu, a w doczepionych fiolkach można było schować sole trzeźwiące i perfumy.
- Przykład XVIII-wiecznych butów z patynką, czyli dodatkową osłoną, która miała chronić kosztowne, jedwabne pantofelki przed błotem na drogach i pomyjami na ulicach miast.
- Bawet czyli trójkątna wkładka przypinana do sukni szpilkami, którą zasłaniano sznurowanie stanika. Były to niezwykle strojne części ubioru, co widać na wspomnianym już obrazie Madame Pompadour (pierwszy w dzisiejszym wpisie), która ma bawet ustrojony różowymi kokardami.
- Pouf czyli XVIII-wieczna kobieca fryzura, to kolejna zadziwiająca sprawa. Czesanie pufa wymagało ogromnej cierpliwości od kobiet i niezwykłych umiejętności od fryzjerów, którzy tworzyli na stelażu konstrukcje z włosów konkretnej damy oraz włosów doczepianych (ludzkich bądź końskich), dodatkowo ozdabiając je koronkami, kwiatami, owocami, piórami etc. Niektóre wymyślne fryzury miały wpleciony we włosy model statku, lub klatkę z prawdziwym ptaszkiem. Uczesania te miały też charakter sentymentalny - umieszczanie konkretnych symboli oddawało nastrój lub pragnienia (np. panie dla których ważna była rodzina, wpinały sobie w koafiurę figurki przypominające jej członków).
- Przyrząd do rozpylania pudru na fryzurę.
- Karykatura Z XVIII wieku dotycząca pracy fryzjerów. Stworzenie pufa, prócz tego, że było czasochłonne, było też drogie, dlatego kobiety starały się jak najdłużej utrzymać uczesanie na głowie. Przy spaniu na siedząco w worku na głowie, średnio wytrzymywało ono 3-4 tygodnie. A że włosów wtedy nie myto...
- ...wszechobecne były wszy, które w pufie czuły się idealnie. Trzeba pamiętać, że głowa była jedną wielką zaropiałą, zatłuszczoną i skołtunioną raną. Żeby jednak nie niszczyć pięknego uczesania, noszono ze sobą drapaczki, które na jakiś czas przynosiły ulgę. We włosach umieszczano też pułapki na wszy (to te dwa pojemniczki po prawej), do których wkładano wacik nasączony krwią mający przyciągać owady. A jako ciekawostkę napiszę, że jedna dama, która swoją konstrukcję rozebrała po 9(!) tygodniach, znalazła w niej gniazdo myszy i przez tę szokującą informację miała ponoć poronić dziecko.
uwielbiam takie notki, choćby powtarzane były, dzieki, :) piekny wpis
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo :)
Usuńach ta sława <3 słuchałabym ! jednak wolę naszą modę , bo daję możliwość mieszania, powrotów do pięknych staroci z naszą naturalną potrzebą mycia włosów ; ). nienawidzę peruk. ble!
OdpowiedzUsuńcałusy!
Lola
Mnie przerażają peruki z ludzkich włosów. Chociaż byłby zadbane, to zawsze - oczyma wyobraźnie - widzę w nich wszy i różne stworki. Czytałam też niedawno, że w XVIII wieku robiono sztuczne szczęki z zębów pobieranych od zmarłych. W sumie logiczne, ale i tak trochę wstrętne:) Buziaki!
UsuńGratuluję i wystąpienia w szkole, i pokonania tremy (też ją zawsze mam...). Plakat jest cudowny! I widzę, że sprzedałaś dzieciakom kilka mrocznych tajemnic XVIII w ;>
OdpowiedzUsuńDzięki serdeczne, ale wiesz co Ci powiem? Dzieciaki to pikuś, przy Twoim wystąpieniu na Nocy Muzeów. Tak sobie nieraz myślałam o Twojej prelekcji, kiedy łapały mnie myśli, że nie dam rady :) Ale naprawdę.... dorośli... szacun!
UsuńTajemnice musiałam ujawnić :) Myślę, że one były tym najciekawszym punktem prezentacji i mam nadzieję, że zostaną w głowach (jeśli o mnie chodzi, to pamiętam jak dziś, kiedy w wieku kilku lat przeczytałam w gazetce dla dzieci, że wpinano statki we włosy i byłam przekonana, że to wymysł autora :)). Kto wie, może któreś dziecko zainteresuje się dzięki temu historią mody w przyszłości? ^_^
Gratulacje, Sylwio;) 'Damowatosc' dam z 18. stulecia leglaby w gruz w dzisiejszych czasach, gdy niemal do kazdej czesci ciala mamy osobny kosmetyk czyszczacy...
OdpowiedzUsuńHahaha, ciekawe jakby sobie poradziły? Chociaż myślę że nie minęłoby dużo czasu, a spotkania dam odbywałyby się w SPA :D
UsuńAch, peplos - przez ostatnie miesiące było to chyba najczęściej używane przeze mnie słowo, także teraz na sam jego dźwięk dostaję ataków nudności :D Super, że miałaś możliwość zrobienia takiej lekcji, i że Twoja historyczka chciała zaznajomić z tą tematyką swoich uczniów - zawsze mnie bolało, jak bardzo marginalnie traktowana jest w szkołach historia mody, a przecież stanowi ona ważną część nie tylko historii czy WOKu, ale nawet polskiego. Ale przy tak małej ilości godzin właściwie nie ma się czemu dziwić :)
OdpowiedzUsuńHaha, zawsze kiedy mówię "peplos", myślę "Gabrielle" - serio. Twoja seria wpisów o tej części garderoby jest pamiętna :) Moja wychowawczyni uczy akurat polskiego, ale tak jak napisałaś, przedmioty humanistyczne gdzieś tam się przeplatają. Mam takie wrażenie, że przy obecnym trybie nauczania, głównym celem powinno być rozbudzenie w dziecku chęci wiedzy, podesłanie mu propozycji fajnych książek itd., tak żeby samo odkrywało, co go interesuje i poszerzało horyzonty :)
UsuńHaha, serio? Cóż, przyznam szczerze, że jak dziś czytam te wpisy, to załamuję ręce :D Na temat peplosów przeczytałam niezliczoną ilość opracowań, a mimo to ciągle są one dla mnie zagadką - i pewnie tak już zostanie, bo naukowcy sami nie zgodzili się jeszcze co do tego, czym to właściwie było :D
UsuńWspaniała!!! Cudowne!
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci serdecznie!
UsuńSłyszałam o poziomie higieny w XVIII wieku, ale o dodatkowej funkcji wachlarza nie słyszałam :)
OdpowiedzUsuńOd zawsze interesuję się modą i życiem codziennym w dawnych epokach, niestety w szkole kwestie te są pomijane. Idealnie byłoby, gdybyś mogła poprowadzić cały cykl wykładów o modzie i dostawać za to pensję z ministerstwa oświaty :)
Z niecierpliwością będę czekała na ciąg dalszy.
No szkoda, ale nie dziwię się, bo przy tak małej liczbie godzin, zapewne nie ma nawet czasu powiedzieć o sprawach podstawowych lub osadzić ich w szerszym kontekście. Moim zdaniem najważniejsze są ciekawostki, a z tego co pamiętam z podstawówki i gimnazjum, to nauczyciele nimi jakoś nie szafowali. Dopiero w LO nasz nauczyciel zawsze wyszukiwał jakieś smaczki i przez to lekcje były ciekawe :)
UsuńBardzo ciekawy pomysł na cykl.
OdpowiedzUsuńZajmowałam się kulturą i XVIII i XIX wieku - przyznam, że wiele kwestii związanych z modą mnie wbijało w fotel. I nie miałam o nich pojęcia, zanim nie zagłębiłam się mocniej w te czasy.
Pisz o historii mody jak najwięcej - bardzo ciekawie Ci to wychodzi.
Dzięki, z pewnością pojawi się jeszcze kilka części :)
Usuńnice
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpis:)))w ubiegłym roku w Nowym Sączu była wystawa :Moda średniowiecza:byłyśmy z córką,fantastyczna sprawa:)))Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńDzięki. Ja miałam okazję być kiedyś na wystawie wachlarzy - niesamowite było zobaczyć te cuda z masy perłowej,szylkretu i jedwabiu na własne oczy.
UsuńNiby o modzie mam dużo większe pojęcie niż na przykład o fizyce kwantowej, a z Twojego posta dowiedziałam się mnóstwa ciekawych rzeczy, o których nie miałam wcześniej pojęcia! Dziękuję :) Pozdrawiam serdecznie, Asia
OdpowiedzUsuńCieszę się ogromnie i również pozdrawiam :*
UsuńModa ciekawe czym nas zaskoczy! :)
OdpowiedzUsuńGratuluję prezentacji. sama bym chętnie przyszła i posłuchała, i pooglądała... Będąc w Wersalu, dowiedzieliśmy się wiele ciekawostek na temat higieny XIII wieku... Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Jak to mówią: "najtrudniejszy pierwszy krok", teraz już takich przedsięwzięć boję się mniej :)
Usuńgratuluję wystąpienia:D młodym umysłom potrzebne są jak tlen spotkania z ludźmi z pasją!:D to zaowocuje:)) a i sam wpis oczywiście świetny:D plakat na końcu jest taki pocieszny:D
OdpowiedzUsuńDzięki, dzięki <3
UsuńKobieto ale ten wielki kulfon zamiast nosa mogłabyś sobie zoperować, masz też lekko wysuniętą do przodu żuchwę przecież to wszystko mozna leczyć operacyjnie. Wiem wiem, że niby napiszesz, że ci to nie przeszkadza, ale sama wiesz jak wyglądasz i musisz się z tym męczyć.
OdpowiedzUsuńDziękuję za poradę, jak mniemam płynącą z serca. Współczuję Ci, że masz problem z moim wyglądem, bo na to niestety nie ma lekarstwa i musisz z tym żyć. Tak mi przykro :( A tak w ogóle to na przyszłość, zamiast blogów zwykłych dziewczyn, polecam raczej pisma dla pań: proste nosy, białe zęby, jędrne piersi, idealne nogi i twarze bez zmarszczek. Coś w sam raz dla takiej estetki/ takiego estety jak Ty. Pozdrawiam!
UsuńSwietny wpis! Bardzo milo i z zaciekawieniem sie czytalo :) Niektore z tych ciekawostek, o ktorych wspomnialas, jak ta z poufami czy higiena osobista sa wrecz szokujace :D Wiecej takich postow! ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo i obiecuję, że będzie więcej takich wpisów :)
UsuńA propos fryzur- takie konstrukcje wymuszały odpowiednie zachowanie, sposób poruszania się...np. divy operowe, występujące na scenach najczęściej w prywatnych,równie wymyślnych perukach, nie mogły zbytnio hasać po scenie, bo wtedy z włosów sypał się puder. Fryzury się zmieniły, a styl aktorstwa u niektórych przetrwał;) Czekam na kolejne wpisy z historią mody, bo pomysł świetny:)
OdpowiedzUsuńDzięki. Właśnie przygotowując prezentację dowiedziałam się, że po to były ówczesnym damom laski. Gigantyczne fryzury często uniemożliwiały proste chodzenie i w "łapaniu" równowagi pomagała właśnie laseczka :)
UsuńChoć nie jestem miłośniczką XVIII wieku, przeczytałam Twoją opowieść z przyjemnością i dużym zainteresowaniem. Żałując wielce, że nie dane mi było uczestniczyć na żywo w owej prelekcji. Rozumiem stres, bo ja też zwijam się w kłębek na myśl o publicznych "występach". Ale po uśmiechu widać, że triumf i sukces był stuprocentowy. :) Z niecierpliwością i ciekawością czekam na (mój ulubiony) wiek XIX.
OdpowiedzUsuńBardzo piękny opis o modzie:)
OdpowiedzUsuń