Szczęśliwi czasu nie liczą. Ponoć.
Nowy rok - stara ja, czy jak to się tam mówi... Tak czy inaczej, początek każdego roku to - prócz obszernej listy postanowień z 2016 roku, prawie zrealizowanej w 2017 i przepisanej na 2018 - czas, kiedy sięgam po nowy kalendarz. I zawsze jest tak samo - piękny, pachnący, ilustrowany obficie egzemplarz, tak uwielbiany i zadbany w styczniu i na początku lutego, w marcu staje się notesem do wszystkiego: spotkań, obowiązków, planów finansowych, jadłospisu na kolejny tydzień, filmów do obejrzenia, nowości kosmetycznych do przetestowania itd. I zawsze tak samo - pięknie kaligrafowany prowadzony w styczniu i na początku lutego, w marcu staje się zeszytem ćwiczeń mojego najbrzydszego pisma, miejscem bazgrołów z pokreślonymi stronami i powyrywanymi kartkami.
......
Postanowiłam temu jakoś zaradzić i w związku z tym, że uwielbiam mieć wszystko wypisane, uporządkowane i dokładnie zaplanowane, a jednocześnie bywam dość kreatywna, pomyślałam, że najlepszym rozwiązaniem będzie dla mnie bullet journal. Może spotkaliście się z tym określeniem, może nie. Generalnie jest to idea kalendarza i notatnika w jednym, który zakładamy w czystym zeszycie i projektujemy od podstaw. W zależności od potrzeb i umiejętności może to być minimalistyczny kalendarz z rozpiską najważniejszych zadań, albo - przeciwnie - bogato ozdabiany rysunkami i naklejkami dziennik z naszego życia, a najczęściej połączenie jednego i drugiego, gdyż taka jest właściwie idea bujo - połączenie kalendarza i wszystkich innych rozpisek w jednym. No więc, kiedy już poczytałam o co w tym chodzi, napaliłam się mnóstwem pięknych inspiracji z Pinteresta i kupiłam sobie jedyny słuszny notes Leuchtturm 1918 (tak czy inaczej, to jest naprawdę świetny notes; papier jest cienki i nieprzebijający, idealny nawet do mokrych atramentów, więc polecam go wszystkim, którzy uwielbiają pisać piórem) i mnóstwo kolorowych pomocy na Aliexpress - zabrałam się wreszcie do dzieła. Bajeczna strona tytułowa miesiąca października, kalendarz tygodniowy, tabelki z nawykami, rozpiska z treningami (tak, miałam taki chory pomysł), miejsce na codzienne podsumowanie dnia i podziękowanie za coś tam dobrego, co danego dnia miało miejsce, rubryka blogowa, która miała pomóc mi planować wpisy w social mediach i... no kurczę, wytrzymałam niecały miesiąc.
Po pierwsze, zawsze kiedy przypominałam sobie o uzupełnianiu bujo, nie miałam go akurat przy sobie, a kiedy już trzymałam go w rękach, nie pamiętałam, co przydarzyło się trzy dni wstecz. Jednak najbardziej denerwowało mnie to, że wszystko musiałam tworzyć sama od podstaw, że wszystko musiałam wpierw wyrysować, a dopiero później uzupełnić. To było naprawdę frustrujące, kiedy chcąc wpisać jakąś aktywność na kolejny tydzień, trafiałam na pustą kartkę. Ja wiem - jest to kwestia organizacji i nawyku, jednak, w gruncie rzeczy, szkoda mi czasu na rysowanie kalendarza - w czasie przeznaczonym na mechaniczne kreślenie tabelek wolę poćwiczyć kaligrafię.
......
No dobrze, nadszedł nowy rok, trzeba było przedsięwziąć jakieś działania w kwestii papierowej organizacji czasu. I tak, moim podstawowym narzędziem do spraw bieżących stał się mały kalendarz z Muchą, który Włóczykij kupił mi w Pradze (o Pradze będzie wkrótce wpis na blogu, zaraz to zanotuję). Tam wpisuję wszystkie rutynowe sprawy: spotkania, zadania, plany, bieżące finanse itd. Tam bazgrolę, bo i tak ten kalendarz wyrzucę (nigdy nie zostawiam starych kalendarzy) - wycinając uprzednio reprodukcje Muchy. Natomiast moją totalną nowością organizacyjno-wspomnieniową, wyrosłą z zafascynowania możliwościami, jakie jednak daje bullet journal, jest Zmysłownik Kukbuka*, na który trafiłam kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia i gdy tylko zobaczyłam tę oprawę graficzną, wiedziałam że muszę go mieć! Jak widzicie na zdjęciach, każdy miesiąc otwiera półprzejrzysta strona z jakimś motywem i kolaż (autorstwa Aleksandry Morawiak), a dalej jest kilkanaście stron w linie do dowolnego uzupełnienia. Zmysłownik nie jest więc moim najważniejszym kalendarzem lecz najistotniejszym. Jest to księga, pomyślana przeze mnie jako kronika kulturalna i emocjonalna, zaplanowana tak, żeby zostawić ją jako pamiątkę, ale też i do niej wracać.
......
Każdy miesiąc podzieliłam na kilka stałych rubryk, które uzupełniam na bieżąco, bądź będę uzupełniać zbiorczo wstecz. A więc - idąc po kolei - każdy miesiąc zaczyna się od strony podsumowującej moje blogowanie w danym czasie (ze zdjęciami), dalej coś co zaistniało już w bullet journalu, czyli kronika każdego dnia i podziękowanie za jedną, bądź kilka dobrych rzeczy, które w danym dniu miały miejsce. Kolejne strony zajmie foto-kronika z formie kolażu (postaram się być wierną tej przyjętej formie), a dalej kulturalne podsumowanie miesiąca, w którym wypisuję wszystkie przeczytane książki, obejrzane filmy (oprócz tych różnych głupot z You Tuba), świetną muzykę i wydarzenia z szeroko rozumianej kultury, w których brałam udział (też częściowo ze zdjęciami). Następne strony poświęciłam na to, do czego chcę wrócić w przyszłości, a więc wypisuję na nich wyimki z książek, cytaty, wiersze itd. W styczniu jest to cudowny Król Olch, którego przepisałam nawet w oryginale (fajnie jednak znać słowa, kiedy się słucha schubertowskiej wersji), cytaty o tworzeniu świata za pomocą języka z Madame Antoniego Libery, fragment II pieśni Raju z Boskiej Komedii Dantego (który to fragment pojawia się jako słowa jednego z utworów ścieżki dźwiękowej filmu Podwójne życie Weroniki) i dekalog tkliwego nihilisty - polecam, jeśli nie znacie.
Na razie tyle. Jest nieźle, zważywszy na to, że to dopiero drugi tydzień stycznia. W każdym razie bardzo się cieszę, że piękna forma Zmysłownika zainspirowała mnie do jednego z postanowień noworocznych - by wolny czas w większej niż do tej pory ilości, przeznaczyć na kulturę. Mam nadzieję, że kiedy za dwanaście miesięcy go otworzę i kartka po kartce przewertuję, będę mogła powiedzieć: "To był dobry rok!". No ale teraz już dość tej kultury przez duże K, Ą i Ę - ja wbijam na kanał do Niekrytego Krytyka, a Wam życzę miłego oglądania zdjęć :)
......
Edit. Wpis z podsumowaniem całego roku w Zmysłowniku znajdziecie tutaj.
Z kolei wpis o miesiącu styczniu, którego motywem przewodnim była Italia tutaj.
* przy okazji Zmysłownika, zakupiłam też czasopismo Kukbuk i jest to najgorzej wydane 19 złotych w minionym roku. Serio, spodziewałam się fajerwerków, tym bardziej, że obserwuję ich na facebooku i zawsze czekam na świetne felietony o jedzeniu, tymczasem w wydaniu papierowym nie znalazłam kompletnie NIC, co by mnie zajęło.
......
Edit. Wpis z podsumowaniem całego roku w Zmysłowniku znajdziecie tutaj.
Z kolei wpis o miesiącu styczniu, którego motywem przewodnim była Italia tutaj.
* przy okazji Zmysłownika, zakupiłam też czasopismo Kukbuk i jest to najgorzej wydane 19 złotych w minionym roku. Serio, spodziewałam się fajerwerków, tym bardziej, że obserwuję ich na facebooku i zawsze czekam na świetne felietony o jedzeniu, tymczasem w wydaniu papierowym nie znalazłam kompletnie NIC, co by mnie zajęło.
niby nie liczą, ale jak tu go nie liczyć? :)
OdpowiedzUsuń_____________
♥ Blog dla kobiet daria-porcelain.pl ♥
Piękny kalendarz. Uwielbiam Twój oryginalny styl!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńEmnildo kocham Twój blog, jedyne o czym marzę to by wpisy pojawiały się częściej. Pozdrawiam Małgorzata.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za ten przemiły komentarz. Poprawił mi humor na cały dzień!
UsuńWiele, wiele lat temu robiłam na początku stycznia postanowienia, a pod koniec roku okazywało się, że te postanowienia mogę o kant stołu rozbić. W związku z tym, tradycyjnie, od wielu lat mam jedno postanowienie: żadnych postanowień noworocznych!
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemnie czytało mi się (i oglądało) ten post, no i przypomniałam sobie, że jeszcze nie "zdekupażowałam " mojego kalendarza:/
Pozdrawiam gorąco. Gotka
Ja z kolei odwrotnie - przez ostatnie lata jakoś nic sobie nie postanawiałam (przynajmniej nie w Nowy Rok), w tym postanowiłam to zmienić, chociaż w chwili obecnej (a mamy już prawie koniec stycznia) właściwie tylko ten projekt z kulturą udaje mi się jakoś "pchać" do przodu. Myślę że jest to kwestia narzędzia, które mi w tym pomaga. Musze pomyśleć czy założenie dobie notatników do innych postanowień, nie byłoby równie dobrym pomysłem. W jaki sposób dekupażujesz kalendarz? Chodzi o okładkę czy ozdabiasz go jakoś w środku?
UsuńW sumie tylko okładkę, ale przy dobrym kleju to i kartki da się zdekupażować. Podobają mi się kalendarze mixmediowe, znaczy 3D, ale obawiam się, że w torebce i tak bym to wszystko poobrywała. Nie przepadam za sztampą, lubię mieć rzeczy nietuzinkowe, więc po prostu czarny kalendarz nie wchodzi w rachubę. A kalendarz z Nocą Muchy miałam na rok 2016;)
UsuńPozdrawiam gorąco. Gotka
Ja w czasach nastoletnich miałam taki pamiętnik, który okleiłam sztucznym futrem. Z perspektywy czasu, stwierdzam że było to okropne, ale wtedy byłam z siebie bardzo dumna :)
UsuńPrzekopać się przez YT do fajnych kanałów to sztuka, więc polecam dwa: cykl dobranocek na kanale Langusta na palmie (ciekawa jest historia związana z tą nazwą) oraz Karolina Baszak. Pozzzziomka z kolei robi filmiki o niszowych perfumach.
OdpowiedzUsuńSuper wpisy robisz! Wpadam tu raz na kilka miesięcy z kawą i sobie czytam w spokoju. Relaksujesz mnie :)
Niszowe perfumy to coś, o czym chętnie obejrzę filmy - dzięki za polecenie. Do Karoliny czasem zaglądam, raczej jednak na bloga niż kanał, natomiast Langusty na palmie nie znam wcale :)Cieszę się, że Ci się u mnie podoba - czuj się, jak u siebie :D Pozdrawiam.
Usuń