Śmierć Wenecji

Sufit w Stanza neoclassica w Palazzo Grimani di Santa Maria Formoza. Autorem fresków jest Giovanni Faccioli, który zajmował się odnawianiem wnętrz pałacu w XVIII wieku. Dekoracje imitują fragmenty  starożytnych rzymskich malowideł ściennych.

Żadne miasto na świecie nie umiera tak wytwornie jak Wenecja. Nie odchodzi po cichutku, jak inne miejsca, w których wymienia się wszystko na nowsze prawie niezauważalnie, nazywając to rozwojem i modernizacją, nie, Wenecja upada w splendorze ostatnich świateł swojego tysiącletniego blasku, na oczach całego zwróconego ku niej świata. Przeżarte solą cegły próbuje jeszcze chować pod warstwą istryjskiego kamienia i różowego marmuru, pęknięcia skrywa pod bajecznymi tkaninami pokrywającymi ściany wnętrz pałaców, a wybrzuszenia podłóg giną w świetlistych, misternie wylanych wzorach lastryko.
Wystarczy jednak popatrzeć chwilę dłużej, ochłonąć z pierwszego wrażenia niesamowitego wręcz luksusu, jakim miasto otacza nas od wieków, żeby zobaczyć to, czego na pozór nie widać. Upływ czasu, niezauważalny w odbijającym się wciąż i drażniącym oko - w wodzie, w lustrach, w kryształach – świetle; śmierć maskowaną pozorami życia, zupełnie jak u Manna.
Ta przedśmiertna stagnacja, agonia miasta, umyka gdzieś w pozornym przepływie wigoru doczesności - turystycznym życiu, którego my też jesteśmy cząstką. Kiedy jednak przystaniemy i spróbujemy zdjąć tę – nomen omen – maskę z weneckiego oblicza, uświadommy sobie że współczesna Wenecja jest ledwie echem dawnej Serenissimy, turystycznym skansenem, czy też tortem z którego my - tak łakomi jej cudów i niesamowitości - dostajemy zaledwie pozostałe z tamtego czasu okruszki.
......
Kiedy zapada zmrok, cichnie gwar tysięcy ludzkich głosów. Turyści odjeżdżają do Mestre – lądowej części miasta, lub wsiadają na wielkie wycieczkowce i odpływają w kierunku bliżej nieznanych portów, a my zostajemy sami w ciasnych uliczkach, gęsto zabudowanych wysokimi kamienicami, które tylko zwielokrotniają echo naszych kroków. Coraz bardziej niespokojni szukamy wyjścia z tego labiryntu mostów i przejść, które mając prowadzić ku sztucznym światłom nocy, wyprowadzają nas wprost na granatową otchłań wody, złowieszczo rozbijającej się swymi spokojnymi falami o otaczające ją przeszkody. Kiedy w końcu docieramy do Canale Grande radość z odnalezienia głównej arterii miasta jest tylko chwilowa. Tak naprawdę bowiem weszliśmy w nicość. Niespokojna mgła unosi się nad wodą i sprawia, że wynurzające się ponad nią bryły pałaców wydają się być tym bardziej efemeryczne. Ażurowe ornamenty budowli, choć skąpane w rzęsistym blasku latarni, nie są niczym więcej niż maską skrywającą pustkę i zimny kamień niezamieszkałych wnętrz. Część z nich to muzea, galerie sztuki - miejsca otwarte tylko w dzień, inne to domy upadłych już, zapomnianych weneckich rodów, których mieszkańcy już dawno je opuścili. Reszta znów pozostaje zdobyczami współczesnych bogaczy, którzy poza ich posiadaniem, właściwie wcale w nich nie przebywają. Tylko woda jest z tymi budynkami od zawsze i na zawsze; przypływy i odpływy, tak jak towarzyszyły im od zarania, jak i w chwilach nadzwyczajnych, tak też stale są przyczyną ich erozji i kresu.
......
Kiedy płynie się nocą po spokojnych wodach Wielkiego Kanału, wcale nietrudno zajrzeć za tę fasadę agonii, podnieść wieko tego ponad dwustuletniego grobowca Republiki Weneckiej, żeby oczyma wyobraźni ujrzeć jej przeszłe życie. Jakimż szalonym kontrastem jest wieczorny widok obecnego Canale Grande zestawiony z obrazami dawnych mistrzów, którzy portretowali go w czasach świetności Serenissimy. Wówczas ten wodny trakt pełen był świateł. Nie tych dzisiejszych, wymuszonych podświetleń frontonów budynków, mających sztucznie podtrzymywać wrażenie trwania Wenecji w niezmienności i potędze, ale światła, które równało się intensywnemu życiu. Kaganki skrzyły się w bogato zdobionych gondolach, przewożących przez Kanał zamożnych właścicieli domostw, kupców, rzemieślników, kochanków, służbę i ludzi o szemranej reputacji. Wielkie gotyckie i barokowe okna licznych posesji płonęły blaskiem emanującym ze szklanych, bajecznie kolorowych żyrandoli Murano wiszących w salach balowych i mieniących się blaskiem tysięcy kryształów. Dodatkowo, ogromne portale wejściowe wypełniała jasność wiszących w nich lamp oraz świeczników służby czekającej na gości przypływających na wieczorne spotkania i zabawy. Niekiedy przed wejściem pojawiali się  i sami gospodarze, odziani w brokat czy złotogłów, który potęgował te świetlne refleksy.
......
Dzisiaj, tylko wsłuchując się  w ciszę nocnej Wenecji, chłonąc historyczne opowieści granatowej wody, szemrzącej o tysiącletnich wspaniałościach Serenissimy i odnajdując owe cienie przeszłości, jesteśmy w stanie prawdziwie zobaczyć i zrozumieć to miasto. Uświadomimy sobie wówczas, że ono zawsze balansowało na granicy życia i śmierci, istniejąc jakby niewzruszenie na niestabilnym gruncie płycizn Laguny i stało się po trosze sarkofagiem wszystkich bajeczności dawnego świata. Więc pomimo - a może zwłaszcza dlatego - że ciągle zagrożona upadkiem Wenecja, po każdej klęsce militarnej, gospodarczej czy żywiołowej, podnosiła się jeszcze wspanialsza i potężniejsza, wierzymy, że również i teraz, kiedy śmierć spowija ją swoim całunem, będzie trwać wiecznie.

Żyrandol z weneckiego szkła jest ozdobą Sala del Brustolon w Ca' Rezzonico. W nienaruszonym stanie przetrwał do dziś. Wyprodukowano go ok. 1730 roku w manufakturze Giuseppe Briatiego na Murano.


Schody prowadzące do Ca' Rezzonico. Temat podnoszącego się poziomu wody, to sprawa na zupełnie inny wpis, jednak spójrzcie, dokąd woda sięgała chociażby w 1882 roku (Ca' Rezzonico jest pierwszy z lewej)

Pittore Veneto, L'imbarco della dogaressa Morosina Morosini Grimani sul Bucintoro, XVII wiek. Ten obraz wielkiej fety towarzyszącej wejściu Morosiny na pokład okrętu doży, stał się inspiracją dzisiejszego wpisu. Można oglądać go w Museo Correr na placu świętego Marka.

Niezwykle piękna fasada jednego z najstarszych pałaców w mieście - Ca' d'Oro.

Wnętrza Palazzo Mocenigo - wspaniałego muzeum zapachów i dawnego życia.


Giovanni Grubacs, Venezia il Canal Grande a Ca' Foscari, ok. 1855

Canale Grande. Pierwszy z lewej Palazzo Salviati - siedziba firmy Salviati, wytwarzającej szkło - stąd szklane mozaiki na fasadzie. Jako czwarty  Ca' Dario, cieszący się złą sławą, opuszczony obecnie budynek, którego kolejni właściciele tracili majątki, popełniali samobójstwa lub umierali w niewyjaśnionych okolicznościach.

Kamienny blat stołu w Ca' Rezzonico, z XVII lub XVIII wieku, jeden z dwóch w tym pałacu, wykonany przez Benedetto Corberellego dla rodu Pisani.

Palazzo Ducale czyli Pałac Dożów. Salla Delle Quattro Porte.
......
A na koniec wchodzę ja, cała na czarno.



Komentarze

  1. Pięknie to napisałaś ... <3 :'(

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie opisane. Kocham Wenecję, ale to taka smutna milość, w związku z, jak to napisałaś, hucznym, powolnym umieraniem. To jedna z tych cześci Włoch, które przytłaczają, zapierają dech, zachwycają swoją wielkościa, ogromem piękna. Chciałabym tam niebawem wrócić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Ciężko o tej Wenecji pisać, bo już właściwie wszystko o niej zostało napisane przez ludzi, którzy umieli to ubrać we wspaniałe słowa (np. Brodski), a reszta jest wtórna. "Smutna miłość" - to też ładne sformułowanie; jakiś czas temu Lidia Popiel napisała na swoim instagramie, że Wenecja jest smutnie piękna i trudno się z tym smutkiem, przewijającym się tam przez wszystko, nie zgodzić.

      Usuń
  3. Anonimowy24/11/19

    Nie tak dawno pisałam w komentarzu, że wiele lat temu byłam w Wenecji i zakochałam się w tym mieście. Kiedy przypominam sobie pobyt tam, i teraz widzę takie "obrazki" w tv i necie, to mam łzy w oczach. Tak samo, kiedy widziałam płonącą katedrę Notre Dame (też byłam). Smutno mi, kiedy pomyślę, jak wiele weneckich zabytków woda zniszczyła na amen i są nie do odzyskania, a władze Francji mają gdzieś odbudowę katedry. Jakie to smutne, że część znanego mi świata umiera, a ja nic nie mogę z tym zrobić i mogę tylko patrzeć...
    Pozdrawiam gorąco i dzięki za ten nostalgiczny artykuł. Gotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dla mnie też jest to ciężkie do zniesienia. Porównując te dwa zdarzenia, myślę że Wenecja jest jednak w dużo gorszej sytuacji. Notre Dame ma być odbudowana w niezmienionej formule (czytałam, że iglica może się nieco różnić), większość szumnie zapowiadanych darowizn już wpłynęła no i był to przede wszystkim jakiś tam incydent, natomiast w przypadku Wenecji nie ma - moim zdaniem - dobrego rozwiązania. Oprócz podnoszenia się poziomu wód zapada się teren miasta (spowodowane jest to głównie wypompowywaniem wód gruntowych spod Wenecji w 2 poł. XX wieku przez zakłady przemysłowe w Mestre). Pomimo zaprzestania tego, Wenecja ciągle "siada" i są to spore wartości rzędu kilku milimetrów rocznie. Ten cały projekt MOSE, też ma wiele minusów, ot choćby taki, że wg przewidywań naukowców, w przyszłości takie powodzie mają nawiedzać miasto częściej, w związku z czym zapory trzebaby też częściej zamykać, co miałoby spowodować zupełną zmianę ekosystemu Laguny i wyginięcie ptaków błotnych, które obecnie są chronione w rezerwacie na pd. od Wenecji. Długo by o tym pisać, ja po prostu oswajam się z myślą, że Wenecja naprawdę przemija. Człowiek nigdy nie wygra z naturą.

      Usuń
    2. Anonimowy27/11/19

      Nie będę wnikać w szczegóły, ale Wenecję zbudowano na palach, chyba na bagnistym podłożu a, niestety, tak jak napisałaś, z naturą nie wygrasz i woda sięga po swoje. Kilkanaście lat temu czytałam artykuł pisany przez naukowców, że jeśli w tym tempie będzie podnosić się poziom oceanów, to za 50 lat plac Św. Marka znajdzie się metr pod wodą. Chyba nikt nie przewidział, że stanie się to znacznie wcześniej.
      I oczywiście masz rację, że sprawa Wenecji jest znacznie poważniejsza i znacznie bardziej skomplikowana, po prostu boli mnie, kiedy coś takiego się dzieje, kiedy coś niszczeje.
      Tak sobie myślę, że może ma to być przykra lekcja pokory, że człowiek wobec żywiołów jest niczym...
      Pozdrawiam. Gotka

      Usuń
  4. Bardzo przykre jest to, że również Wenecja, tak piękne miejsce, musi przeminąć. Nigdy tam nie byłam, ale uwielbiam dawną architekturę i sztukę, i chciałabym zobaczyć to miasto, zanim stanie się częścią przeszłości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam odwiedzić ją jak najszybciej, bo myślę, że skoro lubisz architekturę i sztukę, na jednym razie się nie skończy :) Warto zaplanować dłuższy pobyt i wykupić kartę miejską do muzeów - w przypadku intensywnego zwiedzania opłaca się to najbardziej. Pozdrawiam.

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za Wasze komentarze. Nie zawsze na wszystkie odpowiadam, jednak każdy z nich jest dla mnie bardzo ważny.
......
Ze względu na spam, komentarze do starszych wpisów są moderowane.

Popularne posty