Moje niespieszne życie
Przerwa na blogu trwała dłużej niżbym chciała, jednak nie mogę obiecać, że nowe wpisy będą się pojawiały regularnie. Chociaż blog nadal jest tym medium, które uważam za najważniejsze, nie mogę nie stwierdzić, że strona na Facebooku, a następnie Instagram sprawiły, że mogę szybko i w krótkiej formie podzielić się z Wami czymś ciekawym, natomiast tutaj staram się wrzucać wpisy, którym poświęcam znacznie więcej uwagi i przygotowań. No więc jestem. Chciałam wrócić z jakimś specjalnym wpisem (sukienki, brokaty, fajerwerki i szampany), a wróciłam bardzo spontanicznie i bardzo zwyczajnie, bo pokazuję swoją codzienność. Tak więc z reguły chodzę ubrana na czarno, czasem w spodniach, czasem w spódnicy; w jeansowej kurtce, którą podkradłam z szafy Włóczykijowi i która jest miłym akcentem kolorystycznym po czarnym płaszczu noszonym przeze mnie całą niemal zimę. W kwestii biżuterii ograniczam się ostatnio do tych świetnych srebrnych kolczyków od mamy, żywcem wyjętych z lat 80-tych, kilku pierścionków i dwóch naszyjników (noszę je za zmianę z kolczykami), a torebki ponad pół roku temu zamieniłam na skórzany plecak przywieziony z Budapesztu.
......
......
A poza tym? Ano "tak się powoli żyje na tej wsi", że zacytuję memową klasykę. W każdym razie staram się. Przyspieszam nieco tempo, kiedy jadę do pracy, remontuję dom (ostatnio zajęłam się łazienką – nie wszystko jeszcze skończone, ale idzie w jak najlepszym kierunku) lub załatwiam różne sprawy w Poznaniu, natomiast poza tym staram się żyć jak rasowy emeryt, bo niespieszne życie jest piękne samo w sobie. Prawdziwą radością są dla mnie powroty z miasta i celebrowanie czasu, który spędzam na wsi. Lubię samotność. Chwile w których przebywam w swoim własnym towarzystwie uważam za najbardziej twórcze i inspirujące. Wtedy rodzą się w mojej głowie różne pomysły (także i te blogowe), te momenty są też pełne emocji, których nie umiem doświadczyć w towarzystwie innych ludzi. Lubię czytać książki. Także te, które czytałam już raz lub kilka. Nie uważam tego za marnotrawstwo czasu - ciekawi mnie zawsze czy znajdę w nich te same wzruszenia co dawniej, czy opisana historia ponownie wywrze na mnie wrażenie. Lubię, kiedy Włóczykij fotografuje otaczającą nas przyrodę, księżyc i ptaki przesiadujące na drzewach za oknami, lubię kiedy spacerujemy razem po okolicy. Z wielką przyjemnością patrzę przez okno na zmieniającą się pogodę, na zieleniejący wiosenny horyzont, doceniam nawet te krótkie chwile, w których leżę na łóżku lub kanapie i obserwuję promienie słońca przebijające się przez firanę.
Moją ukochaną porą dnia są wieczory, tak często wypełnione dziwnymi emocjami i melancholijnymi uczuciami dotyczącymi przemijania i tych, będących już poza mną, lat. Pomimo smutku, który niekiedy mnie wówczas ogarnia, lubię ten wieczorny czas, kiedy gwar i blask słonecznego dnia, ustępuje miejsca różowo-niebieskiej poświacie zachodzącego słońca. Niska mgła snująca się nad polami i nadchodzący chłód przypominają o zbliżającej się nocy, ciemniejący horyzont o tym, że za chwilę zaczną pojawiać się gwiazdy, a gdzieś w górze błyszczący sierp księżyca. Lubię swoje niespieszne życie na wsi.
(zdjęcia: Włóczykij)
Bardzo fajnie napisane Pani Włóczykijko :D Życzę abyś abyś każdego dnia czerpała radość z tego miejsca, no i by remont poszedł po myśli :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe życzenia :)
UsuńPrawdziwy "slow life" ☺
OdpowiedzUsuń"Lubię samotność. Chwile w których przebywam w swoim własnym towarzystwie uważam za najbardziej twórcze i inspirujące. Wtedy rodzą się w mojej głowie różne pomysły (także i te blogowe), te momenty są też pełne emocji, których nie umiem doświadczyć w towarzystwie innych ludzi."
OdpowiedzUsuńO tak! Podpisuję się tu obiema rękami! A poza tym u mnie ostatnio podobnie: sennie, przytulnie i niespiesznie - teraźniejsza, jesienna aura sprzyja... ;)
No właśnie, a już było tak ciepło... A teraz znowu noszę ten czarny, żałobny płaszcz zimowy, o którym piszę we wpisie. Ech.
UsuńCo za klimat... a w mieście tylko brud i smród... Spódnica <3 Pozdrawiam. Jestem tutaj.
OdpowiedzUsuńW mieście też są fajne i zielone zakamarki, no i piękne kamienice. Tego akurat na wsi brak :)
UsuńCzyżby Twój styl ubraniowy ewoluował w stronę nowocześniejszego, czy to tylko potrzeba chwili?
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc nie wiem, chyba nie, oby nie :P
UsuńBardzo mi się podoba twój styl, jest taki miękki, sympatyczny. Zapraszam na mój blog!
OdpowiedzUsuńcudowny wpis- ja odczuwam zycie podobnie! wszystkiego co dobre zycze:)
OdpowiedzUsuńO, fajnie że jest nas więcej :) Dziękuję za życzenia - wzajemnie :)
UsuńFajnie, że wracasz. Trzymam kciuki za systematyczność :) Super zdjęcia !
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
http://katarzynaso.blogspot.com/
Mam wrażenie, jakby ten post powstał na moje zamówienie :-D Ostatnio coraz częściej czuję, że odpowiadałoby mi takie właśnie niespieszne życie, cieszenie się tym co jest, zamiast gonienie za tym, czego nie ma. Chyba już jestem gotowa, żeby przestać się miotać z jednego kontynentu na drugi i wrócić do kraju :-) Podrawiam serdecznie, Asia
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci tej wsi. Ja mieszkam w takim, rzec by można, bezsensownym miejscu. Na mapie to jeszcze miasto, ale nie ma tu ani starych, pięknych kamienic, ani takich cudnych plenerów. Jest za to ruchliwa, hałaśliwa i śmierdząca spalinami (nawet nocą) ulica. Marzę o tym, by wyjść z domu i mieć takie widoki jak Ty.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco Ciebie i Włóczykija. Gotka