Blah, blah, blah...
Umówmy się. Ubrania to po prostu szmaty. Zwykłe tkaniny przeobrażone w formę dopasowaną do naszego ciała i służące temu, żeby było nam wygodnie, milutko, ciepło i ładnie. Jednak ładnie nie znaczy, że za kosmiczną sumę. Przecież te ciuchy to nie inwestycja (no chyba, że za sto lat ktoś odkopie w szafie jeansy XXXXL od Margieli dla H&M to może... ale to daleka perspektywa i nieopłacalna zupełnie). Ciuchy to kawałek materiału, który i tak skończy w szafce pod zlewem jako ściera do podłogi, albo kurzawka. Dlatego nie bardzo rozumiem szał za HaeMowymi kolekcjami znanych projektantów dla tej marki i dlatego się dziś na nie uwzięłam. Śmieszy mnie po prostu, że tłumy ludzi są gotowe zabić się o rzeczy sygnowane jakimś tam nazwiskiem i kosztujące pierdyliard złotych.
Ile to właściwie jest dużo pieniędzy? Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie 399 złotych za wełniany sweter z nowej kolekcji Isabel Marant dla H&M to - delikatnie mówiąc - sporo. Sporo, ponieważ w miniony poniedziałek kupiłam wełniany sweter za piątaka. Kremowy, puszysty, cieplutki - ten, który widzicie na zdjęciach. Sami wiecie gdzie. Nie jest może ostatnim krzykiem mody, chociaż porównując go z marantowym koczkodanem, śmiem twierdzić, że wygląda bardzo dobrze.
......
95% moich ubrań, to znaleziska z ciucholandów. Kupuję je w różnych miejscach i o różnych porach. Czasami idę grzecznie ustawić się w poranną poniedziałkową kolejkę, czasami wpadam do sklepu w ciągu tygodnia, lecz najbardziej lubię promocje "wszystko za zeta" albo specjalne działy, gdzie jest totalna wyprz! Spódniczka w kropki właśnie tak została kupiona.
......
Ja tam zawsze sobie myślę, że wydawanie fortuny na ubrania wynika z niedowartościowania i błędnego poczucia, że nowa torebka odwróci uwagę od zbędnych kilogramów. Co za bzdura! Ja mam zbędne kilogramy (więc piszę jako doświadczona osoba) i wcale nie potrzebuję być odziana w nowe kolekcje i modne printy, żeby czuć się dobrze. Nie potrzebuję ani swetra od projektanta, żeby czuć się pięknie i podobać się sobie; ani szpilek, żeby czuć się kobieco; ani nazwiska w sieciówce, żeby coś w niej kupić, bo i tak kolekcja od Margieli, Marant czy nawet brytyjskiej królowej nie może równać się z tym, co oferuje zwykły ciucholand.
......
A co Wy o tym myślicie?
Popieram! Kawałek poliestrowej szmaty (nawet podłogi nie da się tym umyć) kosztuje majątek tylko dlatego, że doszyli na nim jakieś wielce ważne nazwisko. I ja też latam sobie co czwartek do ulubionego ciucholandu, wychodzę z zakupami za kilkadziesiąt złotych i jestem o niebo szczęśliwsza niż gdybym stała całą noc po jakieś firmowe cudo z Haema.
OdpowiedzUsuńCałkowicie się z Tobą zgadzam. Tym bardziej, że czasem te ubrania są wykonane z kiepskich jakościowo tkanin albo są uszyte niestarannie. Wiem, bo parę takich ciuchów z kolekcji projektantów miałam w rękach i się im dobrze przyjrzałam. A ciucholandy kocham miłością wielką i wierną :P
OdpowiedzUsuńPiękny zestaw broszek. Ja również uwielbiam ciucholandy, lumpeksy, second-handy (jak zwał tak zwał) - można tam znaleźć perełki i oszczędzić nieco grosza. Szczególnie uwielbiam kupować w nich ubranka dla moich dzieci - wiadomo, że nowe może i ładne, ale ile razy dziecko je założy...
OdpowiedzUsuńSłyszałam też, że bardzo zdrowo jest kupować ubranka dziecięce w lumpeksach, ponieważ są już wypłukane szkodliwe substancje zawarte w barwnikach do tkanin :) A swoją drogą, to te niektóre rzeczy dla dzieci są takie słodkie, że aż sama się nad nimi zatrzymam :)
UsuńAbsolutnie sie z Toba zgadzam i tez nie rozumiem pedow, szalow, wzajemnego 'nakrecania sie' ludzi na te slynne nazwiska na szmatach. To samo mozna powiedziec o nowych trendach - nie sledze, a juz na pewno nie kopiuje bezmyslnie. Dla mnie dobry ciuch to taki, w ktorym sie dobrze czuje. Poza tym zawsze powtarzam - co po ubraniach, jak nie ma sie nic do powiedzenia? Wole inwestowac w ksiazki;) A Twoj sweterek z sh jest cudowny!
OdpowiedzUsuńZdecydowanie!Książki to najlepsza inwestycja! Tylko, że ja teraz jestem w takiej sytuacji, że książki są, a miejsce na nie się skończyło :)
UsuńCiucholandy górą! Ja też nie lubię przepłacać. Ostatnio kupiłam nowiutką torebkę za (uwaga!) 4.50 zł, gdzie niemalże identyczną widziałam w sklepie za stówę.
OdpowiedzUsuńZ politowaniem patrzę na dziewczyny podporządkowujące się ślepo obecnym trendom. Buty z ćwiekami i czapki jak u smerfa wywołują u mnie odruch wymiotny... :P
Zgadzam się w 100%! Moje najulubieńsze i najładniejsze ubrania pochodzą z second handów. Cicholandy to kopalnia rzeczy niepowtarzalnych, często staranniej wykonanych i z lepszych materiałów niż świeżutkie egzemplarze z markowych sklepów. Nie wyobrażam sobie wydania 400 zeta na sweter z metką znanej projektantki - w końcu to tylko - jak słusznie zauważyłaś - sweter :) Pozdrawiam serdecznie, Asia
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą w 100%. Nigdy nie dałabym za sweter 100 a co dopiero 399 zł. Też często kupuję w lumpeksach albo sklepach vintge. Wolę mieć kilka tańszych rzeczy niż jedną drogą. Zresztą nie żal wyrzucić jak coś się stanie.
OdpowiedzUsuńNie lubię kiedy połowa miasta chodzi w tym samym. Niektórzy wyglądają jak zahipnotyzowani gdy widzą galerie handlowe. Ja rozumiem gdy ktoś mieszka w małym mieście albo ma taką budowę ciała gdzie nie wszędzie może dostać coś na siebie. Ale jak widzę te ochy i achy nad Zarą, Mango czy innymi tego typu sklepami wśród dziewczyn to momentami robi mi się niedobrze.
Za ten sweter z H&M nie dałabym nawet złotówki - tyle w temacie :P
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony - jeśli komuś naprawdę się podoba i go stać - czemu nie? Ja tam jestem tolerancyjna...
A ciucholany - no świetne są, ale trzeba mieć czas :| Z kolei w internetowych liczy się szczęście i refleks ;)
Masz bardzo zdrowe podejście. Nazwiska projektantów nie robią na mnie wrażenia, bo ich nie znam. Tak jak i asortymentu sieciówek. Od dawna sama szyję sobie ubrania, w których się dobrze czuję. Niestety w ciucholandach nie umiem nic znaleźć. Umieć znaleźć ukrytą perełkę to dopiero sztuka.
OdpowiedzUsuńJa niestety szyć nie umiem i bardzo zazdroszczę wszystkim, którzy potrafią :) Ale za to mam dar do szukania w ciucholandach, a więc coś za coś...
Usuńsuper! miałaś odwagę powiedzieć prawdę, z którą w sercu zgadza sie pewnie zdecydowana wiekszość kobiet - normalnych - wprost piszesz - odzież to szmata- bo taka jest prawda, ale puste lale muszą wydać kilka stów za to samo, co obok mozna kupic za 10 zł.
OdpowiedzUsuńna mnie też nie robi zadnego wrażenia metka, ani cena, ani nazwa sklepu
podoba mi sie ten post :)
Dzięki serdeczne!
UsuńSweterek za cztery stówy? No to poszaleli! :D
OdpowiedzUsuńNie warto podążać ślepo za modą, ani dać się złapać na marketingowy haczyk. Też uważam, że to samo (lub bardzo podobne) można upolować taniej, albo... w ogóle nie trzeba tego mieć. W końcu to nie stan posiadania określa, kim jesteśmy ;)
Nie jestem miłośnikiem projektantów, bardziej kolekcji, choć są tacy, którzy robią swoje zawsze dobrze:) Jako twórca różnych rzeczy doceniam mózgi projektantów i uważam że zasługują na to by dobrze zarabiać na swoich pomysłach. Jako miłośnik ciuchów i butów, torebek i biżuterii, chciałabym jednak żeby było mnie na nie stać. Niestety nie jest to możliwe, żeby zawsze było dobrze. Dlatego też szperam po szmateksach, rzadziej w sieciówkach, z racji zwykłej biedoty, a jak coś mi się podoba z ulubionych, nieosiągalnych kolekcji to kombinuję jak zrobić sobie coś podobnego, czasem się udaje:) Gorzej z butami, bo nie zrobię sobie żądnych sama, jak wpadnę w zachwyt to ciężko mi się wyleczyć, są ceny zaporowe, ale są też takie do których próbuję dobić oszczędzaniem...to też czasem się udaje:)... a czasem w szmateksie znajdę buty za grosze, które uwielbiam do końca świata (!?) Więc reasumując, niech każdy cieszy się z tego co ma i będzie fajnie. Nie zabraniajmy projektantom rozwijania wyobraźni i zarabiania na tym, dajmy bogaczom poczucie że mają gust, w końcu mogą go sobie kupić, a my korzystajmy z uroków szmateksów i rozwijajmy swoją wyobraźnię w poszukiwaniu w gąszczu ciuchów tej naszej drugiej skóry, w której czujemy się dobrze, ciepło i wygodnie i na którą nas stać:) Tak sobie myślę...
OdpowiedzUsuńJa też bardzo doceniam projektantów i pomysły, jakie udaje wcielić się im w życie. I gdybym była bogata, to kupiłabym sobie coś np. z bizantyjskiej kolekcji od D&G. Rozumiem też fanaberię, polegającą na kupieniu sobie czasem czegoś ekstra. Nie rozumiem tylko ślepego podążania za kolekcjami, wymieniania zawartości szafy co sezon i wydawania na ciuchy pieniędzy w momencie, kiedy nas na to po prostu nie stać. Bo nie uwierzę, że te wszystkie blogerki (nie mówię o tych, co z bloga żyją) pławią się takim luksusie, że je na to stać. Po prostu, zwyczajnie po ludzku, szkoda mi takich osób, bo jest tyle innych wspaniałych alternatyw na upłynnienie pieniędzy, a nie tylko te zakupy i zakupy... ech!
UsuńPopieram w 200%!!! Dysponując skromnym budżetem, najlepiej ubierać się w lumpeksach, ewentualnie na wyprzedażach. Zamierzam w najbliższym tygodniu przespacerować się po poznańskich sh.
UsuńTeż jestem za tym, żeby, jeśli nas stać, wydawać pieniądze na rzeczy dobrej jakości, np. kurtkę z prawdziwego puchu czy kupować ciuchy od młodych projektantów - podobają mi się torebki GOSHICO - wyguglaj sobie :)
Blogerki zdaje się dostają prezenty od sponsorów. Poczytaj sobie Niemodne Polki ;)
Mnie się ten Twój sweter nie podoba, ale poniekąd masz rację. O ile zgadzam się, że wydawanie tysięcy złotych na jedną rzecz nie ma większego sensu (np. bluzki z 2 tys. bym nie kupiła) o tyle nie przesadzałabym z H&M- umówmy się to sieciówka, w której najdroższa rzecz kosztuje kilkaset złotych.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Marta
:)
Droga Emnildo,nominuje cie do lancuszka symaptii Liebster Award:),szczegoly na mym blogu:).
OdpowiedzUsuńps Piekne zdjecia,nowa szata graficzna bloga fenomenalna!
buzka
Zazdroszczę tych zdjęć we mgle. Serio serio. Też bym takie chciała, tylko że u mnie to tak nie bardzo jest gdzie na otwartej przestrzeni. Podoba mi się to co myślisz o sweterkach z doszyta metką i o tuszowaniu w ten sposób problemów z samooceną (sama tego bywam przykładem).
OdpowiedzUsuńEmnildo, szafiarko droga nasza!
OdpowiedzUsuńWidzę że masz racjonalne podejście do tematu jednak uważam że ciuchy to coś więcej, czasem jest to tak ozdobna rzecz że chce się to zatrzymać, w końcu każdy z nas ma gdzieś ulubione, mega wygodne przetarte rzeczy. U mnie ubrania po "zużyciu", "znudzeniu" czy jak to tam określimy kres ich w mojej szafie, trafiają do następnych osób, mogą też być użyte jako tkaniny do różnych szyć, typu patchwork. Może podejście mojej siostry wpłynęło na moje ale po prostu ostatnio patrzę na "stare" ciuchy jak na materię do przerobienia ;) ot takie moje artystyczne fanaberie. Mimo mojego innego podejścia popieram twoje, czyli nie nazwisko projektanta się liczy a ubranie jako jedna z tysiąca przedmiotów użytkowych wokół nas. Niestety nie mam takiego szczęścia do lumpeksów, chociaż marynarka wełniana (marsk i spencer) za 4 zł to już nieźle :P
pozdrawiam!
Ciesze się, że napisałeś swoja opinię. Wiele moich rzeczy też wydaję - często przerabiają je sobie ciocie Włóczykija, które są krawcowymi. Jako typowe ściery kończą u mnie rzeczy, które są już naprawdę zużyte. Zresztą ja jestem wielką fanką wydawania/wymieniania się ubraniami, których już z różnych powodów nie nosimy. Sama mam wiele rzeczy, które otrzymałam i jestem z nich bardzo dumna. Pozdrawiam :)
UsuńO, jakie ładne zdjęcia. Też bym sobie pohasała po polu we mgle ;). Ale, serio, ładnie wyglądasz, choć uważam, że są swetry, w których mogłabyś wyglądać ładniej :). Ale argumenty: wełna, kilka złotych w zupełności rozumiem. Sama mam 4 wełniane swetry z sh za kilka złotych :).
OdpowiedzUsuńCo do szału na ciuchy "od projektantów" z by sieciówkach to zgadzam się z wyrażoną przez Ciebie opinią. Jednak z radością odkrywam, że ciuchoszał już mnie nie dotyczy - jakoś potrzeba kupowania kolejnych sztuk odzieży od kilku miesięcy jest u mnie bardzo mała :).
Nie kupuję w second - handach, ale to wyłącznie dlatego, że są ludzie, którym bozia dała naturalny talent do wyszukiwania tam perełek i tacy, którym nie dała, ja należę do tych drugich. Zaopatruję sie w tradycyjnych sklepach, często na przecenach i staram się, aby to co kupuję, było w rozsądnej cenie (dla każdego próg ten umiszczony jest inaczej), klasyczne i dobre gatunkowo. Czasem mission impossible :(
OdpowiedzUsuńNatomiast druga kwestia - czy kupowanie sobie drogich szmat to rekompensowanie sobie mankamentów urodowych - nie! Prędzej umysłowych ;) Jak sie ma dobrze w głowie i w serduchu, to szmaty na pocieszenie nie są potrzebne.
Swetra za 4 stówy bym nie kupiła, szkoda kasy, ale takiego za 1 zł, który wygląda jak od mojej babci - też nie. Trzeba znaleźć złoty środek. Ja chcę wyglądać ładnie, ale za rozsądne pieniądze. Nie jak ciotka-klotka. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo mądre stwierdzenie - złoty środek :) Do tego dochodzi też kwestia gustu i inne takie, ale właśnie umiar jest najważniejszy. We wszystkim. Dziękuję za opinię :)
UsuńBardzo dobry tekst, zgadzam się z Tobą w 100 %. :) Również nie rozumiem chęci posiadania fatałaszka, za cenę którego można kupić np. niezły komputer, genialne książki, czy chociażby meble, nie mówiąc już o rowerze. Prędzej rozumiałabym wysokie ceny ubrań szytych na miarę, na zamówienie klienta, czegoś kompletnie indywidualnego, np. ręcznie zdobionego. Ale sieciówki? Nie dziękuję.
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia. Pozdrawiam!
Nie rozumiem fenomenu kolekcji od projektantów w sieciówkach.
OdpowiedzUsuńByłabym w stanie wydać na prawdę dużą kwotę (gdybym miała) na ciuch od projektanta, ale w zamian oczekuję, że ciuch ten jest unikatowy. Ciuch od projektanta odszyty w setkach tysięcy sztuk? Jaki to ma sens...
cenię oryginalność, a nie ślepe gonienie za modą! mnie się podobasz w tym wydaniu:)
OdpowiedzUsuńciekawostka - zostałyśmy "docenione" tutaj - http://www.modacafe.pl/showtime/tydzien-na-blogach-21-40372.html
ja czuję się wyróżniona;):D
Hahaha, ale mi poprawiłaś humor od rana:)
Usuńgrunt, to humor:D
UsuńTroche dziwne sa takie uwznioslone dywagacje na temat korelacji zainteresowan konfekcyjnych i pewnych cech osobowosci na blogu, badz co badz, traktujacym o modzie. Gdybys Ty lub ktoras z Twoich czytelniczek rzeczywiscie byla ponad takie przyziemnosci jak te "szmaty po prostu przeobrazone w forme pasujaca do naszego ciala", to chyba by Was tu w ogole nie bylo....? Tak, tak, zdaje sobie sprawe z tego ze chodzi tu o pogon za najnowszymi trendami i znanymi markami, no ale umowmy sie : idac do ciuchlandu Ty raczej tez masz nadzieje na upolowanie czegos co bedzie w miare na czasie i chetnie niezlej jakosci, czyz nie? No bo w innym przypadku udalabys sie od razu do kacika Veledy w supermarkecie i zamiast spodnicy zakupila mopa...:D
OdpowiedzUsuńNo w kazdym razie Twoja stylizacja, niezaleznie jak sie od trendow odcinasz, dokladnie sie w trendy wpisuje - w koncu laczenie ciezkiej (czesto welnianej) gory z lzejszym dolem widuje sie dosc powszechnie, nawet na sciankach sponsorskich...Tak wiec, poniewaz nie zyjesz na bezludnej wyspie, chcac nie chcac jestes wtorna w stosunku do panujacych trendow, nawet jesli, przyznaje, starasz sie te trendy w indywidualny sposob interpretowac. Co do dodatkowych kilogramow - rzeczywiscie, torebka nic nie pomoze, no chyba ze jest tak duza, ze mozna sie za nia schowac :D Pomoc jednak moze stroj lepiej podkreslajacy proporcje niz to co wyziera Twoich zdjec - mysle ze nie potrzebnie ten sweter obciagasz w dol. Ale ogolnie cos w tym wszytskim jest.
P.S. Jesli o lekturze mowa, to polecam ksiazke E. Cline "Overdressed: The shockingly high cost of cheap fasion". Otwiera oczy na wiele spraw.
Dziękuję za obszerny komentarz. Pewne trendy i połączenia są już tak zakorzenione, że wydają się oczywiste, jak łączenie grubej góry i lekkiego dołu. Po prostu zrobiłam to, nie zastanawiając się, że faktycznie trend taki jest od kilku lat lansowany np. na ściankach, o których piszesz. Wydaje mi się, że pewne wzorce pozostają w naszej głowie, kiedy z czymś stykamy się dość często. Tak samo jak ciemna zieleń, czerwień, krata kojarzą się z okresem świątecznym :)
UsuńTo co chciałam przekazać, to nie to, żeby unikać mody, ale ją adoptować. Zarówno pod względem finansowym jak i osobowościowym. Ja staram się nosić to, co lubię, ale nie jestem aż taką ignorantką, żeby trochę nie podpatrywać co się nosi :) Pozdrawiam
Nie wiem skąd jesteś ale w mojej okolicy niestety mało jest second handów które mają ubrania w takim stanie jak Ty
OdpowiedzUsuńA po drugie...nie wiem czy byłabym w stanie nosić coś po kimś...niby jest to odkażone ale pewności takiej nie mam...a jeśli nawet to czym? Nie uczuli mnie to?
Nie wiem czym jest odkażone, ale przecież te rzeczy trzeba wyprać po zakupie!
OdpowiedzUsuńWOW nie domyśliłabym się ;) Toż to wiadome, że uprać trzeba ale ja najczęściej robię pranie ręcznie! A chyba wiadomo, że wtedy temperatura nie jest na tyle wysoka żeby wszystkie "chemiczne odkażacze" usunąć...Rozumiem, że Ty wszystko w 100 stopniach pierzesz? Kiedyś nawet chciałam spróbować coś kupić ale zwyczajnie się brzydzę tych ubrań ze względu właśnie na chemię, którą są oczyszczane lub i nie są w ogóle! Nie rozumiem po prostu zachwytu nad czymś co zwyczajnie może być czym skażone, ale i nie rozumiem zachwytu nad "metkom" - ale jest jeszcze masa możliwości pośrodku ;)
UsuńJa piorę w max. 40 stopniach, wełnę i delikatne ręcznie. Nie wiem czy z rzeczy schodzi cała chemia, ale ja po praniu czuję się w nich komfortowo. Jeżeli masz blokadę przed ciucholandami, to raczej trudno będzie Ci się przekonać (zresztą wnioskuję, że nie musisz się do nich przekonywać - też dobrze! :)), ale pomyśl o tym, że barwniki do ubrań to też sama chemia. Czytałam gdzieś, że zdrowiej jest kupować dzieciom - z tego właśnie powodu - ciuszki w lumpeksach, niż zwykłych sklepach, bo barwniki są już spłukane.No chyba, że kupuje się 'bio' i 'organic', ale to już inna historia. Pozdrawiam.
Usuń