Zielone płuca

Kocham rośliny! Wielką przyjemność znajduję w kupowaniu nowych okazów, nawozów, ukorzeniaczy, mieszaniu ziemi w zależności od przesadzanego gatunku, a jeszcze większą w pobieraniu szczepek i rozmnażaniu, wykładaniu warstwy drenażu, a później obserwowaniu wzrostu i rozwoju moich roślinek! Uwielbiam te chwile, kiedy rozłożywszy się na tarasie, otwieram wór z ziemią i wdychając jej żyzną, próchniczną woń, garść po garści napełniam doniczkę. Lubię też serwować prysznic moim kwiatom, żeby poczuły się jak w naturalnym środowisku.
......
Roślin mam naprawdę sporo. Na zdjęciach widać tylko wycinek mojej kolekcji, reszta poukrywała się na szafach, lub zwisa sobie swobodnie z karnisza, jak dwa filodendrony, które kupiłam ostatnio w Castoramie inaugurując nowy sezon mojej roślinomanii:) Inne rośliny są rozsiane po wszystkich parapetach w mieszkaniu, a część kwitnie sobie też na pralce, chłonąc wilgotny mikroklimat łazienki.
......
Moim marzeniem jest mieć tyle miejsca, żeby móc wyhodować monsterę. Jest to gigantyczna roślina tropikalna, która całkiem ładnie daje sobie radę i w polskich domach - sama widziałam jeden okaz wysoki na trzy metry i szeroki na pół pokoju, u babci mojej koleżanki. Było to dawno, tak dawno, że nie umiałam się tym jeszcze odpowiednio zachwycić:)
A TU zdjęcie monstery w naturalnym środowisku (które bardzo często gości na moim pulpicie).
......
Inną sprawą jest, że chciałabym zamieszkać choćby w poznańskiej palmiarni. Nie dość, że miałabym tam właśnie monsterę z ogromnymi liśćmi, to jeszcze mogłabym od czasu do czasu zrywać świeże banany na śniadanie i raczyć wzrok i węch storczykami. Ach, żyć nie umierać!
......
I jeszcze jedna sprawa. Roślinami nie ma się co za bardzo przejmować (jak zresztą wszystkim). Kiedy zbytnio o nie dbałam: chuchałam, dmuchałam, niepokoiłam się najmniejszą plamką na liściu, a każdy nowy pąk wywoływał u mnie doznania wręcz ekstatyczne, jak na złość dopadła moje najpiękniejsze fuksje plaga mszyc, a inne rośliny przędziorków. Wytępiłam je, utraciwszy kilka roślin, ale dzięki tej przygodzie emocjonalnie zostawiłam kwiaty 'samym sobie'. Dbam o nie tylko tylko tyle, ile muszę. Podleję, czasem umyję liście, a niekiedy spojrzę na nie dokładniej i dziwię się, że zakwitły lub wypuściły nowe listki.




A to wilczomlecz - moja duma, gdyż ze starej rośliny, rosnącej kiedyś na klatce schodowej udało mi się wyhodować pięć nowych, a z tych pięciu kolejne okazy, które mimo cierni i trochę. smutnego wyglądu wypuszczają takie oto barwne kwiatki, cieszące oko prawie cały rok.

Komentarze

  1. wooow ale roślinności! Ja nigdy nie potrafilam moich parapetowych kwiatków utrzymać przy życiu, w końcu kupiłam sobie plastikowe kwiatki i wbiłam je w ziemie w doniczce :p

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam, że mamy wiele wspólnego ze sobą ;-) Romantyczna z Ciebie natura, co zauważyłam, i rośliny kochasz jak widzę teraz! U mnie też mieszkanie tonie w kwiatach, chwilowo nieszczęśliwe, przez remont zgromadzone w jednym pomieszczeniu ;-) A od wiosny mogę grzebać na ogrodzie i grzebać... Czy też w okresie przed wiosenno - wiosennym przynosisz nowe okazy do kolekcji? ;-) Pozdrawiam serdecznie! :-) Iza

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja odkryłam twojego bloga dopiero po tym nieszczęsnym porównaniu ciebie i vintage-girl, które to rzekomo wypada na twoją niekorzyść. Było ono kompletnie bzdurne, bo wy obie jesteście doskonałymi pomysłami na retro, jednak realizujecie swoją pasję zupełnie inaczej, obie w interesujący sposób. Bardzo mi się z tobą skojarzył artykuł, który kiedyś czytałam w Wysokich obcasach. Dotyczył on holenderskiej bloggerki (?), które retro uczyniła swoim sposobem na życie, również na biznes. Tutaj jest przedruk:
    http://www.flickr.com/photos/hab3045
    a oto strona tej dziewczyny i jej firmy
    http://joeri.net/
    Zachwyciła mnie ta postać. Może już o niej słyszałaś, a może i ciebie zachwyci pierwszy raz ;-) Twój styl na tle innych blogów jest zupełnie unikalny - tak trzymaj i nie rób sobie nic z tych idiotycznych komentarzy, wedle których wyglądasz tak czy siak. Wydaje mi się, że miarą twojej oryginalności jest umiejętność zachowania spokoju w obecnej absurdalnej, konsumpcyjnej kulturze. Tak trzymać!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też uważam, że nigdy nie powinnaś się przejmować negatywnymi komentarzami... Może nie jestem dobrym psychologiem i nie znam się na ludziach, ale już po blogu Twoim można poznać, że jesteś ciepłą Osobą, nie ma w Tobie grama zarozumiałości, to bardzo cenię. Mam przeczucie, że Tobie woda sodowa do głowy nie uderzy nigdy. Chyba myślimy podobnie, ja też wolałabym żyć w innej epoce, z dala od zgiełku, obecnego zepsucia, celebrytów. O taki życiowy ale jednocześnie bajkowy świat z Ani z Zielonego Wzgórza ;-) Dla mnie długie suknie i kapelusze ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rewelacja, nie mogę napatrzeć na Twoje rośliny. Nie boisz się, że zauroczę? ;)
    Przyznaję Ci tytuł Wytrawnej Ogrodniczki i wracam do podziwiania kwiatów.

    OdpowiedzUsuń
  6. No to mamy wspólne hobby :) Też lubię rośliny i hoduję w domu i w pracy. A największą satysfakcję daje mi zreanimowanie jakiegoś okazu, przywiędniętego w skutek zaniedbań pracowników działu "ogród" :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy2/3/10

    ostatnie zdjęcie jest mrugnięciem do wstrętnych anonimów?;-)
    gratuluję pięknej kolekcji. ale przy okazji - zakładam się, że pijasz herbatę w jakiś ciekawych szklankach w koszyczkach. pokażesz?:-) ja swoje szklanki odziedziczyłam po Babci i herbata z nich najlepiej smakuje.
    nieustające pozdrowienia z Rataj.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo przytulnie u Ciebie! Nie tylko dzięki roślinom, właściwie na całym blogu :) A co do roślinek - ja na razie realizowałam się na powietrzu, niedługo zaczynam uprawy domowe. Mieszkanie jest takie smutne bez roślin... Podobnie jak bez książek. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Masz prześliczny kącik z wiklinowym fotelem. Taki przytulny i spokojny. Idealny, żeby usiąść z książką i wielkim kubkiem herbaty (plus cynamon).

    OdpowiedzUsuń
  10. Masz piękne okazy. Wstyd mi, bo ja potrafię zasuszyć nawet kaktusa. Gdyby nie mój wspaniały mąż, nie miałabym pewnie ani jednego kwiatka :(
    No i popieram dziewczyny. Dla mnie jesteś Królową Retro :)

    OdpowiedzUsuń
  11. fashionelka: Nie jest to takie trudne, jak się wydaje. Spróbuj na początek kupić sansewierię, bluszcz lub kaktusa - powinno się udać.

    Mirageart: Jejku! Twoje komentarze są zawsze takie niesamowite i zaskakujące! Co do znoszenia roślin - tak, właśnie tak robię! Najpierw kupuję nową, a później dopiero zabieram się za rozmnażanie starych:) I tak przez całą wiosnę i lato: nowe doniczki, szczepki od znajomych, przesadzanie, dokarmianie...
    To prawda, że nie jestem zarozumiała, ale najbardziej lubię w sobie to (dziwnie mi tak pisać), że nie umiem zazdrościć niczego nikomu. Cieszę się, że się ludziom udaje, że są szczęśliwi, że sobie kupią coś pięknego lub wyjadą gdzieś daleko. Ja mam swój mały świat, który może nie jest porywający, ale czaruję go tak, że jest mi w nim dobrze. Pozdrawiam Cię serdecznie!:)

    Kaka Bubu: Jak widać, nawet Sromoda się na coś przydaje:) Dziękuję Ci serdecznie za liki - faktycznie, dziewczyna jest niesamowita! Poczytam dziś dokładniej jej stronę:)
    Muszę Ci powiedzieć, że mnie zawsze intrygowało dlaczego, na swojej stronie, masz wyłączone komentarze. A później bardzo mi się to spodobało, bo świadczy o pewnym odseparowaniu się i chodzeniu własną ścieżką. Życzę Ci więc powodzenia w tym co robisz!

    szmaragda: Zauroczysz? Chyba tak, żeby urosły jeszcze bardziej, dziewczyno o pięknych oczach:)

    Klamoty: O jak fajnie! Zdecydowanie reanimacja musi być powodem do dumy:) Ja też zreanimowałam kilka sztuk... niestety swoich, które prawie już uschły. Kiedyś śmiałam się z koleżanką, że nasze kwiaty (było to w LO, kiedy podlewałam je baaardzo rzadko) żyją nadzieją:)

    Anonim z Rataj: hahaha! Szczerze mówiąc, nawet o tym nie pomyślałam:) A ten anonim wcale nie był taki zły - lubię usłyszeć krytyczną opinię - wtedy życie nie jest nudne:) A w czym piję herbatę (bo piję w sporych ilościach) pokażę już za post lub dwa. Wyjęłaś mi to, że tak powiem, z dysku:)

    Apolonia Dott: Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Ach, już widzę Twoje palazzo tonące w kwiatach. Na tle tych starych murów będą wyglądać szczególnie szlachetnie:)

    (b.): Dziękuję, choć czasami wolę wtulić się w kanapę, to jednak staram się czytać w tym właśnie kwiatowym kącie. Dobre oświetlenie to wielki plus:) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  12. biurowa: Haha, moja koleżanka też zasuszyła kaktusa, ale to nie brak zdolność, a zapewne zwykłe zapominalstwo:) A za królową retro dziękuję, ale to trochę przesadzony tytuł:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Kaka Bubu, prześcignęłaś mnie, też chciałam ten artykuł przesłać Emnildzie, bo mam dokładnie takie samo skojarzenie;)
    Emnilda, byłaś kiedyś w ogrodzie japońskim we Wrocławiu? Polecam na wiosnę, podobnie jak ogród botaniczny w Kórniku:) Kaktusy są dobre do sypialni, bo produkują tlen - a mnie się marzy wyhodowanie gardenii:) Nawet dwa kwiatki potrafią niesamowicie pachnieć;)

    OdpowiedzUsuń
  14. magda: Ogrodu japońskiego nie znam, ale z pewnością tam zajrzę,jeśli kiedyś będę we Wrocławiu. Kórnik znam i lubię, zresztą wybieram się tam już niedługo, na majówkę, z koleżanką. Co do gardenii - są piękne, ale bardzo trudne w uprawie, ponoć najlepiej hoduje się je w szklarni, bo są bardzo wymagające jeśli chodzi o wilgotność powietrza no i światło. Życzę Ci żeby się udało!

    OdpowiedzUsuń
  15. No właśnie miałam napisać,że u Ciebie jest jak w ogrodzie botanicznym:)Też lubię i mam kwiaty,choć nie mam tak szczęśliwej ręki i bywam nadgorliwa w podlewaniu.Ale staram się i właśnie szykuję się do porządków na balkonie i na zakup ziemi.Wiosna idzie:))

    OdpowiedzUsuń
  16. Imponujące rośliny! Ja niestety nie mam ręki do kwiatów, usychają mi (zapominam podlewać)itd. Zawsze chciałam mieć kolekcję kaktusów, więc to jest może wyjście:)Twoje kaktusy śliczne.

    OdpowiedzUsuń
  17. Jak się cieszę widząc takie posty, zdjęcia i takie roślinki to nawet nie masz pojęcia :) Oby tak dalej!!! Ja mam skromną "klasę" uczniów roślinnych, a mój ulubiony to szczawik purpurowy :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  18. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  19. Jestem pod ogromnym wrażeniem tej roślinności! U mnie nie ma ani jednego kwiatka. Kiedyś miałam paprotkę, ale uschła, a niedawno jakiegoś małego kwiatka, ale mi zgnił, bo go nadgorliwie podlewałam ;) Z moim charakterem "uwielbiam - zagłaszczę na śmierć, nienawidzę - ukatrupię" hodowanie roślin jest z góry skazane na niepowodzenie ;)
    I chyba masz rację, jak się nimi człowiek zbytnio nie przejmuje, to wtedy najlepiej rosną. Nadopiekuńczość wobec roślin (i ludzi :) może zabić nawet te najbardziej odporne ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Ogród japoński równiez polecam,byłam tam kiedyś i jeszcze pewnie będę,napewno Cię zachwyci :)
    jakieś 10 lat temu albo i więcej również miałam tyle roślinek co Ty,przywoziłam do tego różne kamienie z podróży.... a teraz nie uprawiam już roślin w domu/ z wyjątkiem prezentów/to świadomy wybór,jakoś tak mi przeszło.....nic na siłę :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Ja tam się zachwyciłam Twoim blogiem od początku prawie :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Dzięki! Ale ale, tym razem przejrzałam Twojego bloga pod kątem mieszkania i widzę, że Twoje mieszkanie też jest wspaniałe! Bardzo do Ciebie pasuje to otoczenie. Szczególnie ciepło pozdrawiam piękny parkiet i szafę! :) Ach, i boskie dwuskrzydłowe drzwi!

    OdpowiedzUsuń
  23. mnie by dusiła taka ilość kwiatów. dla mnie kwiaty to kurzołapy i zawalidrogi, a szczególnie te z dużymi liśćmi i trawiaste, paprocie i palmy (ble) rozrastające się jak pasożyty i wijące jak węże po ścianach i półkach. kiedyś zabiłam siostrze kwiat - krzak zasłaniający całe światło - solą i od tego czasu zniknęły badziewne rośliny z pokoju (razem dzieliłyśmy) :)
    eh ja tam lubię takie małe, wolno rosnące, aby kwiaty miało duże, mam kilka mięsożernych (ale często mi umierają nie wiem dlaczego i kupuję nowe). jedynym kwiatem, który przeżył wszystkie inne jest aloes, którego szczepkę dostałam od siostry (tej od zamordowanego krzaka)

    OdpowiedzUsuń
  24. Sivka: Super, cieszę się, że lubisz kwiaty! Ja swoje dziś umyłam piwem - świetnie nabłyszcza i ponoć kurz szybko nie osiada. Pozdrawiam.

    Pani La Mome: Moje kaktusy są udane, bo ten po lewej ma już dwójkę dzieci - kiedy i jak to zrobił sama nie wiem:)

    Kontrowersyjna: Ojejku, szczawik ma takie śliczne kwiatki!

    Nutmeg: Hihi, z tego wniosek, ze trzeba uczyć się na roślinach, potem zwierzętach, na końcu dopiero na ludziach:) A najlepiej uczyć się na własnych błędach. Cóż, trudno, najwyżej się nie uda.

    gosia: Ja też mam różne fazy z tymi roślinkami. Raz je lubię bardziej, raz mniej, jak wszystko:) Ja kiedyś z podróży do podpoznańskiej wsi przywiozłam cały plecak kamieni. Nie wiem po co, po prostu je załadowałam i taszczyłam na plecach cały dzień.

    Biurowa: Dziękuję!

    Apolonia Dott: Ok, pozdrowienia przekazane:) Dziękuję ślicznie!

    Blue Note: Przeraziłaś mnie swoim sugestywnym opisem wijących się roślin etc. Za paprociami też nie przepadam, ale palmę chętnie bym ustawiła gdzieś w przedpokoju. A na rosiczkę się czaję od dłuższego czasu, niestety zawsze trafiam na "końcówki serii".

    OdpowiedzUsuń
  25. Anonimowy4/3/10

    Palmiarni nie znoszę, roślin w domu też. Podobnie jak prawie przedmówczyni uważam je za zawlidrogi i kurzołapy. Mama, wyprowadzając się, zabrała prawie wszystkie rośliny, ratują je tym samym przed śmiercią tragiczną. Jest u nas jednak jeden kaktus, nie podlewany od kilku lat, a ciągle rośnie i nie chce się wziąć i umrzeć. To tak, żeby było w temacie posta.
    Styl retro lubię jednak jak najbardziej ;)

    A teraz a propos komentarzy - ja je wbrew pozorom bardzo rzadko zostawiam (u Ciebie chyba dosyć często ;)), sama też rzadko dostaję. Zamknęłam starego bloga, bo zmęczył mnie jego klimat, ten nowy na początku był tylko dla osób mi znajomych. Potem,w związku z różnymi sprawami, postanowiłam go upublicznić, ale prowadzić go ciągle tak, jak chciałam - czyli nie przejmować się komentarzami/jego brakami, statystykami czy nie poddając się presji tego, że MUSZĘ napisać jakiegoś posta, bo mój blog spadł w rankingach. To nie dla mnie. Dzielę się tym, co chcę ze swojego życia i kiedy chcę.
    Reasumując - fajnie, że masz (tak przynajmniej wynika z Twoich wypowiedzi) asertywny stosunek do tego, co piszą Anonimy (czy jakiś psycholog społeczny zajął się już kwestią, dlaczego bardzo nieprzychylne, czasem wulgarne komentarze nie są podpisywane nawet "Zosia" czy "Janek"?). Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Oglądałam "Sex w Brnie", ale w j. czeskim tytuł jest "Nuda v Brne" ciekawa jestem skąd taka różnica w tłumaczeniu, hę?Najbardziej rozbawił mnie aseksualny kurczak;D

    OdpowiedzUsuń
  27. dlugadrogadodomu: Dobrze, że świat jest taki różnorodny. Jedni nie lubią roślin, inni, pająków:)
    Ja też nie przejmuję się statystykami czy ilością komentarzy - cieszę się, że mam małe grono podglądaczy i to mi wystarczy (bo jednak jasnym jest, że blog tego typu prowadzi się przede wszystkim dla innych). Pozdrawiam!

    Pani La Mome: Moim hitem jest meksykański film Como agua para chocolate, którego tytuł został przetłumaczony jako Przepiórki w płatach róży. To dopiero!

    OdpowiedzUsuń
  28. Bardzo ciekawy artykuł. Jestem pod wielkim wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za Wasze komentarze. Nie zawsze na wszystkie odpowiadam, jednak każdy z nich jest dla mnie bardzo ważny.
......
Ze względu na spam, komentarze do starszych wpisów są moderowane.

Popularne posty