Peruwiańska koszula i cuda
Post dedykowany Pani la Mome i wszystkim którzy chcieli, a nie mogli przybyć na festiwalowe wykłady. Przypominam, że całość trwa do niedzieli, więc jeszcze można nadrobić zaległości:)
......
Było bardzo miło i bardzo owocnie. Wzięłam udział w sumie w czterech wykładach poruszających rozmaite aspekty życia kobiet (lub lepiej byłoby: życia i kobiet) w Hiszpanii i Ameryce Łacińskiej. Pierwszy dotyczył osobliwych kobiet Peru, z których największe wrażenie zrobiła na mnie La tapala limeña, czyli zakryta piękność limańska, którą w swoim czasie mogła być każda kobieta. Wystarczyło by narzuciła na siebie szal, za którym ukrywała twarz i dzięki któremu choć na chwilę mogła poczuć się wolna, bez obaw wyjść na ulicę i być niezależną, uwodzącą mężczyzn damą. Bo właśnie flirt był jedną z 'zabaw', jakie taka kobieta prowadziła. Posługiwała się w tym celu ślicznymi stopami widocznymi spod krótkiej (bo sięgającej ponad kostkę) spódnicy, talią osy co podkreślała szeroka suknia i wspomnianym szalem, zza którego wystawało zazwyczaj jedno oko obserwujące świat. Niestety moda ta zaniknęła w XIX w., kiedy do Peru masowo zaczął napływać styl paryski odsłaniający, ku uciesze panów, to i owo.
Ciekawa jest również postać Sarity Colonii, świętej ludu, patronki mniejszości seksualnych i złodziei, którzy tatuują sobie jej wizerunek na plecach, by chroniła ich od tyłu, kiedy 'pracują'. Tatuaże z Saritą wykonują też ludzie z innych kręgów, z reguły w podzięce za dokonanie cudu przez 'świętą', a że cudów jest mnóstwo, to tatuaże te są bardzo popularne. Nie wiadomo nawet dokładnie dlaczego to właśnie ona wywiera tak silny wpływ na ludową religijność - wiodła proste życie, była pomocna, serdeczna i jak mówi legenda, kiedy napadła ją grupa mężczyzna chcących ją zgwałcić, jej narządy płciowe w cudowny sposób zniknęły. Kościół nigdy nie zainteresował się Saritą i odcina się od wszelkich przejawów jej kultu.
......
Wciągnął mnie też wykład dotyczący codziennego życia Indian Bora, mieszkających w wiosce nieopodal Iquitos, którzy z jednej strony zachowują tradycyjne obrzędy, z drugiej jednak coraz bardziej uzależniają się od cywilizacji, żyjąc w stanie pewnego zawieszenia. Szczególnie uderzył mnie, przypadkowo zresztą wspomniany, przykład jednej Indianki, która wraz z innymi mieszkańcami wioski musi rozbierać się, by dać żądnym wrażeń turystom pokaz 'prawdziwego' , tradycyjnego, indiańskiego życia i zwyczajów, a przy okazji zarobić na utrzymanie. Proponuję, by w pokaz wciągnąć tychże turystów, rozebrać ich również i zaproponować zabawę pt. "i ty poczuj się jak Indianin", a ewentualnych opornych potraktować strzałką z kurarą. To dopiero byłaby przygoda!
Ale tak naprawdę wykład ten dotyczył macierzyństwa, porodu i opieki nad dziećmi. Tak na marginesie, strasznie podoba mi się to, że u Indian wszystko odbywa się naturalnie. Nie znają cesarskiego cięcia - jeśli dziecko jest nieodpowiednio ułożone, za pomocą masaży brzucha, doświadczone kobiety układają je w dobrej wyjściowej pozycji. A kiedy już się urodzi, nikt za bardzo nie przejmuje się sterylnością i higieną. Dzieci chodzą bez pieluch, kąpią się w ogólnie dostępnej rzece i... mają się dobrze! Tak samo dobrze mają się indiańskie matki, które są piękne i zachowują gęste włosy przez długie lata, dzięki wykorzystaniu tego, co oferuje natura i Pachamama.
A jeśli chodzi o kwestię 'rozwodu', sprawa jest prosta:" jeżeli ktoś ma kogoś dosyć, to wychodzi z domu i nie wraca".
......
Poznałam też bliżej postać meksykańskiej malarki Remedios Varo, niedocenianej surrealistki, której odrobinę sławy, takie mam wrażenie, odebrała 'kolorowa' Frida Kahlo. Remedios była równie oryginalna, i choć na jej obrazach nie znajdziemy typowych - dla meksykańskiego malarstwa i Meksyku w ogóle - wyobrażeń, jak np. tradycyjnego motywu śmierci z czaszkami i kolorowymi wieńcami, to jednak jej obrazy są przesycone rozmaitą symboliką i ma się wrażenie, ze każdy z nich mówi do nas tajemnym językiem, a nawet się rusza, próbując przekazać istotne treści dotyczące życia, filozofii i podświadomości. Popatrzcie zresztą sami, choćby TUTAJ.
Poza tym Remedios była kobietą z ogromnym poczuciem humoru. Pisała listy do przypadkowych osób wybranych z książki telefonicznej, proponując im zabicie nudy i rutyny wizytą w jej domu, w którym czekało mnóstwo atrakcji i serdeczności! Niestety, ten sympatyczny zwyczaj wynikał raczej z wielkiej samotności Remedios, co jednak nie zmienia faktu, że była to całkowicie niezwykła kobieta!
......
A poniżej moja najnowsza, poniedziałkowa zdobycz - peruwiańska koszula, która urzekła mnie tradycyjnym, ludowym wzornictwem. Na jednym z wykładów dowiedziałam się, że układ wzorów na inkaskich tkaninach ściśle określał właściciela odzienia; udzielał informacji o tym, kim jest, skąd pochodzi i czym się zajmuje.
A szczerze mówiąc (choć to kompletnie inna kultura i rejon), to właściwie moim pierwszym skojarzeniem związanym z wyhaftowanymi na koszuli twarzami, były posągi Olmeków, więc może jest to symbol jakiegoś olmeckiego klanu wielkogłowych?
A gdyby kiedyś ktoś z Was zobaczył gdzieś peruwiańską spódnicę lub materiał w takim stylu, to proszę o namiary! Będę (prawie) dozgonnie wdzięczna!
......
Było bardzo miło i bardzo owocnie. Wzięłam udział w sumie w czterech wykładach poruszających rozmaite aspekty życia kobiet (lub lepiej byłoby: życia i kobiet) w Hiszpanii i Ameryce Łacińskiej. Pierwszy dotyczył osobliwych kobiet Peru, z których największe wrażenie zrobiła na mnie La tapala limeña, czyli zakryta piękność limańska, którą w swoim czasie mogła być każda kobieta. Wystarczyło by narzuciła na siebie szal, za którym ukrywała twarz i dzięki któremu choć na chwilę mogła poczuć się wolna, bez obaw wyjść na ulicę i być niezależną, uwodzącą mężczyzn damą. Bo właśnie flirt był jedną z 'zabaw', jakie taka kobieta prowadziła. Posługiwała się w tym celu ślicznymi stopami widocznymi spod krótkiej (bo sięgającej ponad kostkę) spódnicy, talią osy co podkreślała szeroka suknia i wspomnianym szalem, zza którego wystawało zazwyczaj jedno oko obserwujące świat. Niestety moda ta zaniknęła w XIX w., kiedy do Peru masowo zaczął napływać styl paryski odsłaniający, ku uciesze panów, to i owo.
Ciekawa jest również postać Sarity Colonii, świętej ludu, patronki mniejszości seksualnych i złodziei, którzy tatuują sobie jej wizerunek na plecach, by chroniła ich od tyłu, kiedy 'pracują'. Tatuaże z Saritą wykonują też ludzie z innych kręgów, z reguły w podzięce za dokonanie cudu przez 'świętą', a że cudów jest mnóstwo, to tatuaże te są bardzo popularne. Nie wiadomo nawet dokładnie dlaczego to właśnie ona wywiera tak silny wpływ na ludową religijność - wiodła proste życie, była pomocna, serdeczna i jak mówi legenda, kiedy napadła ją grupa mężczyzna chcących ją zgwałcić, jej narządy płciowe w cudowny sposób zniknęły. Kościół nigdy nie zainteresował się Saritą i odcina się od wszelkich przejawów jej kultu.
......
Wciągnął mnie też wykład dotyczący codziennego życia Indian Bora, mieszkających w wiosce nieopodal Iquitos, którzy z jednej strony zachowują tradycyjne obrzędy, z drugiej jednak coraz bardziej uzależniają się od cywilizacji, żyjąc w stanie pewnego zawieszenia. Szczególnie uderzył mnie, przypadkowo zresztą wspomniany, przykład jednej Indianki, która wraz z innymi mieszkańcami wioski musi rozbierać się, by dać żądnym wrażeń turystom pokaz 'prawdziwego' , tradycyjnego, indiańskiego życia i zwyczajów, a przy okazji zarobić na utrzymanie. Proponuję, by w pokaz wciągnąć tychże turystów, rozebrać ich również i zaproponować zabawę pt. "i ty poczuj się jak Indianin", a ewentualnych opornych potraktować strzałką z kurarą. To dopiero byłaby przygoda!
Ale tak naprawdę wykład ten dotyczył macierzyństwa, porodu i opieki nad dziećmi. Tak na marginesie, strasznie podoba mi się to, że u Indian wszystko odbywa się naturalnie. Nie znają cesarskiego cięcia - jeśli dziecko jest nieodpowiednio ułożone, za pomocą masaży brzucha, doświadczone kobiety układają je w dobrej wyjściowej pozycji. A kiedy już się urodzi, nikt za bardzo nie przejmuje się sterylnością i higieną. Dzieci chodzą bez pieluch, kąpią się w ogólnie dostępnej rzece i... mają się dobrze! Tak samo dobrze mają się indiańskie matki, które są piękne i zachowują gęste włosy przez długie lata, dzięki wykorzystaniu tego, co oferuje natura i Pachamama.
A jeśli chodzi o kwestię 'rozwodu', sprawa jest prosta:" jeżeli ktoś ma kogoś dosyć, to wychodzi z domu i nie wraca".
......
Poznałam też bliżej postać meksykańskiej malarki Remedios Varo, niedocenianej surrealistki, której odrobinę sławy, takie mam wrażenie, odebrała 'kolorowa' Frida Kahlo. Remedios była równie oryginalna, i choć na jej obrazach nie znajdziemy typowych - dla meksykańskiego malarstwa i Meksyku w ogóle - wyobrażeń, jak np. tradycyjnego motywu śmierci z czaszkami i kolorowymi wieńcami, to jednak jej obrazy są przesycone rozmaitą symboliką i ma się wrażenie, ze każdy z nich mówi do nas tajemnym językiem, a nawet się rusza, próbując przekazać istotne treści dotyczące życia, filozofii i podświadomości. Popatrzcie zresztą sami, choćby TUTAJ.
Poza tym Remedios była kobietą z ogromnym poczuciem humoru. Pisała listy do przypadkowych osób wybranych z książki telefonicznej, proponując im zabicie nudy i rutyny wizytą w jej domu, w którym czekało mnóstwo atrakcji i serdeczności! Niestety, ten sympatyczny zwyczaj wynikał raczej z wielkiej samotności Remedios, co jednak nie zmienia faktu, że była to całkowicie niezwykła kobieta!
......
A poniżej moja najnowsza, poniedziałkowa zdobycz - peruwiańska koszula, która urzekła mnie tradycyjnym, ludowym wzornictwem. Na jednym z wykładów dowiedziałam się, że układ wzorów na inkaskich tkaninach ściśle określał właściciela odzienia; udzielał informacji o tym, kim jest, skąd pochodzi i czym się zajmuje.
A szczerze mówiąc (choć to kompletnie inna kultura i rejon), to właściwie moim pierwszym skojarzeniem związanym z wyhaftowanymi na koszuli twarzami, były posągi Olmeków, więc może jest to symbol jakiegoś olmeckiego klanu wielkogłowych?
A gdyby kiedyś ktoś z Was zobaczył gdzieś peruwiańską spódnicę lub materiał w takim stylu, to proszę o namiary! Będę (prawie) dozgonnie wdzięczna!
A jakby tych wszystkich cudów było mało, to jeszcze się pochwalę moim nowym matero - naczynkiem do Yerby, które właśnie dostałam w wielkiej paczce pełnej niespodzianek o których napiszę zaś! A teraz zmykam oddawać się urokom picia:) Adiós!
Ja od zawsze marzę o takim naczynku na yerbę. Takie popijanie wydaję sie bardzo pociągające.
OdpowiedzUsuńA koszula przypomina mi wzorem bransoletki przyjaźni plecione w okresie nastoletnim.
jak Ty ślicznie wyglądasz na ostatnim zdjęciu!
OdpowiedzUsuńsłyszałam że mate za pierwszym razem może odrzucać ale po przeczytaniu Cejrowskiego mam zamiar spróbować.jakoś ciągnie mnie do Ameryki ,do dżungli i w ogóle ujawnia się tu dzika natura każdej z nas.koszula jest interesująca.mam nadzieję że kiedyś ją na Tobie zobaczymy Droga Em.
Lolek
Aneczka:O tak! jest pociągające, wciągające, wywołuje stany ekstatyczne, a już na pewno błogostany! Polecam strony
OdpowiedzUsuńYerba Mate store lub Szczyptę świata. Znajdziesz tam wszystko!
Dzięki Tobie i ja skorzystałam trochę z wykładów, z przyjemnością się czytało. Przyznam się też, że nie znałam Remedios Varo, co na pewno nadrobię. A na dodatek jeszcze śliczny emnildowy uśmiech-dziękuję:)
OdpowiedzUsuńaaa bransoletki przyjaźni :D tez je kiedyś robiłam :)
OdpowiedzUsuńpodoba mi się ta zasada z wychodzeniem z domu;)
OdpowiedzUsuńjak mnie mąż wkurzy ,to tak zrobię;)
i ,to uwodzenie stópką...teraz dziewczyny rozbierają się do rosołu ,bo myślą,że dzięki temu są seksowniejsze...a to błąd..:)
Mnie zainteresowały Twoje opowieści. Lubię czytać porywające ludzkie historie. Zamieszczaj je od czasu do czasu, jeśli możesz.
OdpowiedzUsuńTeż lubię popijać Yerbę. Wszyscy znajomi mówią, że ma błotnisty smak, a mi taki właśnie smakuje:-)
Panna Lola: Musisz koniecznie spróbować! Wciągniesz się i uzależnisz już na zawsze. Ja nie ukrywam, że pierwszy napar piłam z obrzydzeniem i odruchem wymiotnym. A teraz nie wyobrażam sobie życia bez Yerby! W koszuli na pewno się pokażę i to w dzungli! Miejskiej oczywiście.
OdpowiedzUsuńPani La Mome: Cała przyjemność po mojej stronie!
Mała Gosia: To nie jest bransoletka przyjaźni, a specjalna, wykonana przez Indian bransoletka z laleczkami, którym powierza się swoje kłopoty. Czy skutkuje jeszcze nie wiem:)
TARA:Tak mnie się też podoba, choć czasem zdarza się, że przedłuża się polowanie lub mąż idzie w dżunglę, ot tak, na parę dni. Indiańskie kobity muszą mieć żelazne nerwy!
Epsilon: Dziękuję, jeśli zasłyszę coś ciekawego z pewnością napiszę. I świetnie, że też jesteś fanką Yerby. Moją ulubioną jest Pajarito - ma MOC jak żadna inna! Pozdrawiam.
Fajna ta koszula. A tykwy do mate pierwszy raz widziałam w brazylijskich telenowelach i od tej pory uwielbiam ten sposób picia herbaty :)
OdpowiedzUsuńFascynujący post! przeczytałam od początku do końca. Ciekawie piszesz :)
OdpowiedzUsuńApolonia Dott: Ja wybrałam matero gliniane, bo przy konserwacji tykwy jest za dużo zachodu (musi byś stale wilgotna etc.) A to jest idealne!
OdpowiedzUsuńBiurowa: Dziękuję! Starałam się wykorzystać jak najwięcej ciekawostek:)
Strasznie żałuję, że nie mogłam tam być, ale z tego co piszesz, jestem w stanie sobie wyobrazić klimat;) Polecam film "Gorzkie mleko" oraz garśc różnych linków:ttp://www.indianie.eco.pl/wounded.htm; ttp://www.yerbamarket.com/main.php#mid
OdpowiedzUsuńmagda: Dzięki za linki, dzięki za film - poszukam go. Być może kiedyś wymyslą inny festiwal, zresztą, w Poznaniu co chwilę dzieje się coś ciekawego! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńA miałam Cię właśnie zapytać, jaki gatunek popijasz.
OdpowiedzUsuńPajarito? U mnie stoi napoczęta paczka, nie mogę jej zmęczyć... Rosamonte, La Rubia- to jest coś! :>
agacior89: Pajarito! A jak! To najlepsza Yerba na świecie! I kopie tak, ze aż miło. Ostatnio skończyłam paczkę Rosamonte - szczerze mówiąc nie smakowała mi, była zbyt kwaśna i cienka. Polecam La Oracion - jest trochę łagodniejsza od Pajarito, ale ma wyrazisty smak i Pajarito miętowo-cytrynową - idealna do picia na zimno. Mniam!
OdpowiedzUsuń