Wojaże w starym stylu
Bazar kupców jedwabnych w Kairze.
Nie wiem dokładnie kiedy zobaczyłam pierwszą pracę Davida Robertsa, pamiętam natomiast, że był to jeden z obrazów przedstawiających życie w XIX-wiecznym Kairze. Bogactwo szczegółów, monumentalność architektury, tajemniczość miejsc i inność ludzi namalowanych przez Robertsa sprawiły, że z miejsca pokochałam jego wizję Orientu.
......
Życie Davida Robertsa (1796-1864) w zasadzie niczym nie różniło się od życia podobnych mu młodzieńców, mieszkających w Edynburgu na początku XIX wieku. David był synem szewca, jego talent dość wcześnie odkryła matka, ale - jak każdy chłopak posiadający ojca pracującego w konkretnym rzemiośle - uczył się zawodu szewca, sztuce poświęcając wieczory. Początkowo pracował jako dekorator i projektant scenografii teatralnych (nawet kiedy zyskał sławę malarza, zaprojektował scenerię do m.in. opery Uprowadzenie z Seraju Mozarta), a obrazy olejne malował począwszy od lat 20-tych XIX wieku. Wtedy też zaczął obracać się w kręgach artystycznych, a w 1924 roku jego prace wystawił Instytut Brytyjski. Modne wówczas podróże poznawcze zaprowadziły go na kontynent, a w latach 1838-39 dalej, na Wschód, gdzie David Roberts ostatecznie określił swoje artystyczne powołanie.
Największe osiągnięcie artystyczne Roberts zrealizował z pomocą litografa Louisa Heghe'a, który na podstawie szkiców artysty stworzył obrazy znane dziś jako m.in. Szkice z Ziemi Świętej i Syrii czy Egipt i Nubia, które początkowo były wydawane w formie cykli w latach 1842-49. W latach 50-tych XIX wieku David Roberts malował również wspaniałe pejzaże Włoch, rodzinnego Edynburga i Londynu.
Prace Davida Robertsa znakomicie wpisały się w ówczesną fascynację Orientem i życiem ludzi na Wschodzie. W celu wywarcia na odbiorcy wrażeń wizualnych i emocjonalnych, artysta często odpuszczał dokładność otoczenia, na rzecz dramatycznego efektu danej sceny. Same budowle natomiast odwzorowywał z niezwykłą dokładnością i dlatego do dziś pozostaje niekwestionowanym twórcą standardów ilustracji topograficznej.
......
Prócz prac Davida Robertsa, w dzisiejszym wpisie znajdziecie kilka propozycji na wakacyjny strój inspirowany dawnymi czasami. Naturalne materiały, neutralne kolory i retro smaczki w postaci koronkowych turbanów, rękawiczek lub stylizowanych dodatków to patenty na strój, który w czasie letnich wojaży lubię najbardziej. I jakby nie było, taki ubiór daje mi osobiście +30 do zajebistości, +20 mocy Indiany Jonesa i +10 przekonania, że na pewno za następnym rogiem luksorskiej uliczki, spotkam w końcu Anglików w hełmach tropikalnych.
......
A jeśli mało Wam podróżniczych inspiracji w starym stylu, zapraszam na Pinteresta. Au revoir!
Wielka świątynia w Abu Simbel.
Wybaczcie wygniecione spodnie, ale wyjęłam je prosto z szafy, w której przeleżały chyba pół roku.
Wnętrze wielkiej świątyni w Abu Simbel.
Świątynia w Luksorze widziana z Nilu.
Portyk świątyni w Edfu.
Wnętrze meczetu El Ghoree w Kairze.
Pierwszy zestaw jest cudowny! Jasny turban bardzo odmienił i odświeżył Twój wizerunek bez potrzeby katowania włosów blond farbą :)
OdpowiedzUsuńZaś drugi mocno kojarzy mi się z podróżniczymi zestawami Julka Słowackiego - może przez kamizelkę (którą chętnie bym Ci skradła - świetna jest) i kołnierzyk? ;)
Dzięki :) Kołnierzyk jest od bluzki (to ta sama, co w pierwszym zestawie), tylko go podniosłam i wywinęłam :)
UsuńPiękne te buty, ale spódnicy zazdroszczę bardzo i knuję plan, jak tu by ją sekretnie wykraść! Wspaniała!
OdpowiedzUsuńButy już w zasadzie dogorywają, bo nosiłam je kilka dobrych lat, z kolei spódnica z tą zieloną marynarką z czwartego zdjęcia tworzy zestaw, więc jak wykradać, to tylko w komplecie :)
UsuńCiekawe połączenia :)
OdpowiedzUsuńŚwietne zestawy, bardzo w klimacie Agaty Christie :) Nie wiem, który najlepszy - chyba ten z nicianymi rękawiczkami.
OdpowiedzUsuńSama je wyszydełkowałaś czy złowiłaś w ciucholandzie?
Ciuch oczywiście. Szycie, szydełkowanie i inne umiejętności, w których Ty jesteś mistrzynią, to, niestety, nie moja bajka.
UsuńDokładnie, od razu mi się skojarzyły z moją ukochaną "Śmiercią na Nilu" ;) Cudnie!
UsuńNo, no świetny blog! Nie wiedziałem, że w taki sposób można przedstawiać! Podoba mi się bardzo. Genialne zestawienia! Będę zaglądał! :)) Pozdrawiam, i Zapraszam także na mojego: http://www.slavko-p.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa i zapraszam ponownie :)
Usuńwow. which type of style is this. i like it...
OdpowiedzUsuńThank You very much! This is a safari style. I wear it, when I travel to the "oriental" world :)
UsuńTwoje stroje bardzo mi się podobają, ale ja osobiście wyjeżdżając do krajów tzw. "Orientu" (ach, ta spuścizna orientalistyczna) rezygnuję z moich standardowych ubiorów (nawiązujących do mody przełomu XIX i XX wieku). Nosząc je np. w Indiach czułabym się bardzo nieswojo, bo pomimo neutralnych zamierzeń (inspiracja estetyką tamtego okresu) bezpośrednio kojarzyłyby się z widmem kolonializmu, którego na szczęście już się stamtąd pozbyto (choć jego spuścizna niestety, w wielu miejscach jest wciąż silnie obecna). Trochę byłoby dla mnie niesmaczne bycie poczytaną za osobę stylizującą się na "białą elitę" (niestety sami mieszkańcy krajów post-kolonialnych jak Indie, Egipt itp. często mają takie podejście do Europejczyków, wynikające z przekonania, że w Europie wszyscy są bogaci, wyzwoleni i żyją na nie wiadomo jakim poziomie, na co wskazuje fakt, że często najchętniej siedzą w ekskluzywnym, odgrodzonym hotelu na wczasach all-inclusive i nie bratają się z "tubylcami"). Dlatego też sama wyjeżdżając do takich krajów ubieram raczej stroje miejscowe albo przynajmniej odpowiadające miejscowej estetyce i poczuciu dobrego smaku, co z jednej strony, uważam, jest wyrazem szacunku i wyczucia lokalnej kultury, a z drugiej daje pretekst to nieskończonych zakupów pięknych strojów w magicznych otchłaniach bazarów :-) oczywiście nie można też pójść w inną skrajność, mianowicie starać się być bardziej "lokalnym" od "lokalnej ludności" (co często widać w przypadku Europejczyków i Amerykanów, którzy np. w Indiach chodzą w hipisowskich szarawarach ze straganu, t-shirtach z OMem albo jakimś bogiem lub workowatej, niedopasowanej tunice i z tilaką na czole, przekonani, jacy to są "true"). Znajomość lokalnych standardów w kodzie ubraniowym w kraju kultury tak obcej wobec europejskiej zdecydowanie wiele ułatwia i usprawnia, szczególnie, jeśli podróżuje się na własną rękę, lokalnymi środkami transportu, mieszkając w różnych miejscach.
OdpowiedzUsuńA co do wyobrażeń o tzw. "Oriencie", będących głównie dziedzictwem dziewiętnastowiecznej literatury i sztuki, to mają one mniej więcej tyle wspólnego z rzeczywistością, co wyobrażenia ludzi "Orientu" o Europie ;-). No, chyba, że ktoś opiera swoje spotkania z "Orientem" na rozrywkach i wycieczkach przygotowywanych typowo pod "bogatych" turystów, które lokalni ludzie przygotowują by zaspokoić ich potrzebę zobaczenia czegoś "orientalnego".
Mam nadzieję, że nie odbierzesz mojego komentarza negatywnie, bo nie było to bynajmniej moim zamiarem - bardzo lubię Twoje stylizacje i wcale nie uważam, że przedstawione tutaj miałyby w jakikolwiek sposób być powiązane ze wspomnianym przeze mnie na początku podejściem. Bardzo podobają mi się motywy mody "wschodniej" w ubiorze na co dzień (sama je stosuję) i to, jak nawiązujesz do ich wykorzystania w tradycji lat 20. Chciałam jednak podzielić się swoją refleksją bezpośrednio na temat podróży, bo jako indolog z wykształcenia i wielbicielka mody XIX i początku XX wieku jestem na tę kwestię osobiście mocno wyczulona.
Dziękuję za - chyba najobszerniejszy w historii tego bloga - komentarz. Bardzo wiele mądrości jest w tym co piszesz i trudno się z Tobą nie zgodzić. Absolutnie nie odbieram Twojego wpisu negatywnie, ale zdaję sobie sprawę, że moje stroje mogą wyglądać dość stereotypowo :) Z reguły na wyjazdach noszę się tak pomiędzy: trochę tego looku "kolonialnego", trochę współczesności, trochę lokalnych dodatków :) Szczerze mówiąc najgorsze jest dla mnie stylizowanie się na "lokalsa" - to zawsze będzie wyglądać tandetnie i nieszczerze i o ile wygląda fajnie na jakimś wieczorku tematycznym, albo zdjęciach, o tyle na ulicy wygląda to dla mnie po prostu śmiesznie. Abstrahując od stylizowania się na tubylca, to np. kupowanie konkretnych, lokalnych części garderoby, też do mnie nie trafia, gdyż wiem, że u nas raczej bym takiego ciucha nie ubrała, bo to nie do końca moja stylistyka, a kupować coś tylko po to, żeby nosić podczas wyjazdów, nie do końca mi odpowiada. Za to bardzo lubię - jak wspomniałam - nosić lokalne wyroby rękodzielnicze: biżuterię, paski, torebki, buty etc., które dodają trochę "orientalnego" smaczku moim - bądź co bądź - europejskim stylizacjom w podróży, a po powrocie temu, co noszę na co dzień. Staram się też, szanując różne tradycje, zawsze być raczej zasłonięta, niż odsłonięta, co ma jeszcze takie plusy, że unikam w ten sposób słońca i nie narażam się na dwuznaczne spojrzenia, a o te nietrudno, szczególnie w odniesieniu do turystek.
UsuńCo mnie najbardziej razi w zachowaniu turystów różnych narodowości, to właśnie przekonanie o tym, że są tą "elitą", co bardzo łatwo zauważa się obserwując ich stosunek do kelnerów, sprzątaczy, sprzedawców i innych tubylców, których traktują jak ludzi "głupich" po prostu. Ja staram się być maksymalnie otwarta na Inność (kultur, poglądów, religii, smaków, otoczenia) i w obcym kraju czuję się po prostu gościem, który ma zaszczyt poznać mieszkańców i może z nimi porozmawiać, co jest bezcennym doświadczeniem.
Tak samo jestem otwarta na kuchnię... no dobra, nie proponowano mi jeszcze ekstremów, ale chodzi mi po prostu o nowe smaki i połączenia, które może nie należą do ulubionych, ale warte są spróbowania ze względu na lokalną tradycję i wierz mi, że nóż mi się w kieszeni otwiera, kiedy słyszę czasami narzekanie podróżujących: że niedobre, że za mało, że za ostre, że zbyt mdłe i jeszcze nie wiadomo jakie. Kurczę, nikt państwa Kowalskich nie zmuszał do wyjazdu w obce strony. Mogli jechać sobie do Kołobrzegu na smażonego dorsza z zamrażarki i wszyscy byliby zadowoleni. I oni, bo zjedli coś - w ich mniemaniu - pysznego, i kelner z "orientalnego" kraju bo nikt nie ma do niego pretensji, i ja też :)
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę udanych wyjazdów na Wschód :)
Ten drugi zestaw podoba mi się najbardziej, chociaż osobiście pozbyłabym się tego fioletowego szala :)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńJedno jest pewne - cokolwiek założysz na głowę, wyglądasz w tym super. A ja niestety mam tak jak królowa Elżbieta, która kiedyś wyznała, że w każdym kapeluszu wygląda jak owca :) Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę udanych wojaży! Asia
OdpowiedzUsuńHahaha, cieszę się, że dobrze wyglądam dla Ciebie i innych ludzi, ale ja też czasem czuję się, jak taka owca lub inny stwór :) Dziękuje za życzenia - mam nadzieję, że zaprzyjaźnię się z temperaturami :D
UsuńDobra, oficjalnie przyznaję, że ta zielona spódnica z wysokim stanem jest rewelacyjna. Chcę, kradnę, porywam, itp.
OdpowiedzUsuńA propos komentarzy nieco wyżej, mnie jeszcze strasznie drażni takie narzekanie na wszystko na zagranicznych wakacjach. Za gorąco, za zimno, za daleko, śmierdzi i jedzenie nie takie jak u cioci Wiesi. Z tym śmierdzi, to autentyczny komentarz znajomego po powrocie z pewnego popularnego ciepłego zakątka świata (celowo nie precyzuję gdzie był, żeby nie prowokować dyskusji). To już chyba lepiej nosa z domu nie wychylać...
Dzięks :) Z moich obserwacji wynika, że największą wiochę na wakacjach odstawiają Rosjanie (alkohol), Niemcy (hałas) i Polacy. Sympatycznie wypoczywa się natomiast z Anglikami i Francuzami, chociaż to oczywiście straszne uogólnienie. Utkwiła mi w pamięci sytuacja, kiedy po tygodniu wypoczynku w hotelu, w którym przeważali Francuzi, dołączyliśmy do grupy Polaków przy okazji dwudniowej wycieczki. Zeszliśmy na kolację, drzwi od stołówki jeszcze były zamknięte, a nasi rodacy komentowali na cały hotel: Bo jak to? Pięć po i jeszcze nieotwarte? A ten kelner to co tak patrzy na stoły? A on to ma w ogóle za długie spodnie!, No jasne, najlepiej ludzi nie wpuszczać i traktować jak bydło! etc. Tak, czułam zażenowanie, że mój naród się tak zachowuje. Ech.
UsuńEmnildo, niedawno coś wspominałaś, że podjęłaś walkę z nadprogramowymi kilogramami... Widzę już Twoje pierwsze sukcesy i gorąco kibicuję (może sama kiedyś się za to zabiorę...)!
OdpowiedzUsuń(podpisała anonimowa i zazwyczaj milcząca, ale wierna czytelniczka ;) )
Ojej, ojej - dziękuję za komentarz i cieszę się, że widać troszkę utratę kilogramów! Mój wynik wynosi póki co -5kg, ale zamierzam powalczyć jeszcze trochę :) Na czas wakacji robię sobie meeega dyspensę, bo też ruchu będę miała dużo (marsze i pływanie), więc sobie poszaleję i pojem lokalnych smakołyków :) Pozdrawiam ciepło.
UsuńDziękuję, za przypomnienie mi odrobiny kultury starożytnego Egiptu, który od zawsze mnie interesował, a o którym ostatnio zapomniałam, kiedyś planowałam nawet zostać egiptologiem jednak życie potoczyło się trochę inaczej:). Pozdrawiam Secesja.
OdpowiedzUsuńJa też się interesowałam Egiptem od dziecka - jednak opowiadania o mumiach i skarbach w grobowcach robią swoje! Teraz historię Egiptu traktuję hobbystyczne, ale jest ona dla mnie, tak ogólnie mówiąc, jednym z ciekawszych okresów historycznych, więc chętnie do niej wracam :) Pozdrawiam również :D
UsuńOstatni zestaw, z rękawiczkami - śmierć na Nilu, wymiata absolutnie! Jestem zachwycona!
OdpowiedzUsuńCiekawy post i bardzo oryginalne stylizacje :)
OdpowiedzUsuńRównież bardzo lubię ilustracje D. Robertsa. Są takie "do zapatrzenia się". A jeśli chodzi o wyobrażenia o "Oriencie" ( i w ogóle o co odleglejszych od Europy stronach), to niestety właściwie jak historia długa, Europejczycy patrzyli na świat nieco z góry i zanim poznali to "inne", już mieli wyrobione, najczęściej wielce bałamutne zdanie. W drugą stronę zresztą bywało tak samo. Wystarczy przypomnieć sobie, co o "białych diabłach" sądzili Chińczycy i (do pewnego momentu) Japończycy.
OdpowiedzUsuńWielce Ci do twarzy w wersji podróżnej. I w szydełkowych koronkach. Gdybyś miała ochotę powiększyć swe zasoby, to się delikatnie polecam, bo akurat machanie szydełkiem (podobno) dobrze mi wychodzi. Nie, to nie jest autoreklama. Ależ skąd! ;)