Letnie nowości. Mix #11


Serwus, dzisiaj zaczynamy od razu, bez zbędnych wstępniaków. Witają Was dwie piękności z mojej szafy w gabinecie (czy też, jak go powinnam nazwać go właściwie, pokoju dalekowschodnim), których twarze i odzienia są wyrzeźbione w różnych kamieniach naturalnych. Takich kompozycji kamiennych postaci z malowanym krajobrazem w tle jest w sumie osiem - w tym połowa na tylnej stronie drzwi (czyli widocznej wtedy, kiedy drzwi od szafy są otwarte). Przy tych postaciach można spędzić naprawdę sporo czasu, studiując wszystkie szczegóły i kolory ich strojów. Dodatkowo na bokach szafy znajdują się kolorowe płaskorzeźby ptaków i roślinności, które najlepiej wyglądają, kiedy patrzy się na nie przez liście fikusa stojącego obok.

Moje odkrycie sezonu - sieciówka Medicine everyday therapy. Nazwę tę zarejestrowałam już dawno temu, kiedy Radzka robiła tam jakąś serię filmów, jednakże wyszłam z założenia, że sieciówka nie jest w stanie zaoferować czegoś, co by mnie zachwyciło (co innego ciucholand). Ponownie na jej ślad natknęłam się na Facebooku; weszłam na ich stronkę i przepadłam w momencie, kiedy zobaczyłam topy inspirowane malarstwem prerafaelitów. Zaopatrzyłam się w tunikę z nadrukiem Snu na jawie Dantego Gabriela Rossettiego, granatową bluzkę z kolażem wykorzystującym dzieło Boticellego, oraz bluzkę z wzorem Williama Morrisa. O ile dwie pierwsze są naprawdę przyjemne w noszeniu (bawełna, wiskoza), o tyle ostatnia jest nadrukowana na poliestrze i nosi się fatalnie. No, ale nie miałam wyboru - Morris był tylko w wersji poliestrowej - może jesienią będzie w tej bluzce znośniej. Niemniej polecam sieciówkę waszej uwadze - ja z niecierpliwością czekam na kolekcje jesienne i kolejne artystyczne inspiracje na ubraniach.

Dużą torbę kupiłam w TK Maxx. Bardzo lubię ten sklep, bo można w nim znaleźć naprawdę oryginalne rzeczy za przyzwoitą cenę. Rzadko kiedy szukam w nim ubrań. Pomimo tego, że kojarzy mi się z gigantycznym ciucholandem (ubóstwiam ciucholandy!), to jednak przekopywanie się przez taką ilość ciuchów przekracza moje siły.  Do TK Maxx zwyczaj wpadam, kiedy mam chwilę do odjazdu autobusu i zawsze kieruję się w rejon butów, torebek, dodatków do domu i naczyń kuchennych.
Od jakiegoś czasu szukałam takiej właśnie, pojemnej torby, która idealnie sprawdzi się jako codzienna torba do pracy (laptop, jedzenie i wszystkie inne szpargały), ale też opcja na jedno czy dwudniowe wyjazdy. Nie jest to może wzór marzeń, ale pasuje mi do wielu rzeczy i jest naprawdę ładnie wykonana, a kosztowała jedynie 65 złotych, więc uznałam, że w tym miejscu kończą się moje poszukiwania.

Udało mi się ostatnio wpaść do kilku ciucholandów i kupić klika fajnych ciuszków. Większość z nich to odzież basicowa, której najbardziej mi w szafie brakuje (chociaż niedawno przy robieniu porządków stwierdziłam, że moja szafa w zasadzie niczego już nie potrzebuje. Serio.), ale znalazłam też kilka wzorzystych rzeczy, jak ta bluzka w ptaszki. Ja tam do ptaków mam stosunek raczej obojętny, ale Włóczykij jest zapalonym miłośnikiem i fotografem ptasiego życia, więc - kto wie - może w tej bluzce częściej załapię się na zdjęcia?

Od dłuższego czasu mam pewnego rodzaju niechęć do ozdób jubilerskich, dlatego na co dzień zazwyczaj wybieram jeden element biżuteryjny i z reguły jest to wisiorek. Moje skrzynki z precjozami są pełne, więc nawet nie rozglądam się za nowymi rzeczami, raczej ciągle myślę, jak tu wykorzystać to, co już mam i jak przekonać siebie samą do noszenia tych wszystkich świecidełek. Niemniej jednak z uśmiechem przyjęłam do swojej kolekcji kolejny pierścionek, który dostałam od mamy (to ten duży, srebrny). Jest o tyle sympatyczny, że ma matowy kamyk w neutralnym kolorze i przez to pasuje do większości rzeczy, które aktualnie noszę.

Jakiś czas temu znalazłam dla siebie mega fajne adidasy (Uwierzycie? Adidasy!). Kupiłam je z myślą o wakacyjnym bieganiu po mieście (wybieram się do Budapesztu), licząc się jednak z tym, że być może będę musiała je oddać, bo wydawały mi się lekko przyciasne. I faktycznie - kiedy przymierzyłam je na spokojnie w domu zdecydowałam o zwrocie. Los chciał, że w dniu, w którym oddałam adidasy, weszłam do TK Maxx (znowu...) i znalazłam powyższe, bardzo wygodne, skórzane buty z efektownym srebrnym połyskiem i sportową podeszwą, które na pewno sprawdzą się na wyjeździe. Z kolei buty w tle to zdobycze z TK Maxx z zeszłego roku. Są bardzo wygodne, a dzięki szaremu odcieniowi nie widać na nich ewentualnego brudu i pasują do większości letnich stylizacji.

Stali czytelnicy bloga zapewne wiedzą, że robię robiłam remont w kuchni. Z niecierpliwością wyczekuję chwili, kiedy będę się Wam mogła nią pochwalić, ale wiele elementów czeka na wykończenie (jak chociażby ta półka w tle, która musi zostać zabejcowana i polakierowana), także póki co uchylam tylko rąbka tajemnicy gdzieś tam na Instgramie bądź Facebooku. Z nowej kuchni już w pełni korzystam i intensywnie gotuję (chcecie jakiś fajny przepis?), jednak we wpisie o nowościach na uwagę zasługuje absolutnie rewelacyjna kawiarka do cappuccino Bialetti Mukka, która wyręcza mnie w większości czynności, które trzeba wykonać, żeby przygotować pyszną kawę. Zarówno ja jak i Włóczykij nie jesteśmy kawoszami i traktujemy kawę bardziej jako deser niż napój (ach te syropy i kakałko i bita śmietana!), więc taka niewielka kawiarka jest fajną alternatywą dla ekspresu, który zajmuje sporo miejsca i wymaga więcej uwagi. Niestety, kawiarka ma jeden zaczący minus - nie myje się sama :)

W opozycji do kawowych rozkoszy przedstawiam herbaciane. Choć z herbaty nie można wyczarować tak spektakularnych słodkich deserów jak z kawy, to jednak dzięki rozmaitym dodatkom (mleko, konfitury, przyprawy korzenne) łatwo nawet zwykłą herbatę zmienić w fantastycznie smaczny napój, choć jako fanka herbaty uważam, że czarna jest tak samo warta uwagi jak aromatyzowana czy taka z dodatkami. Moimi ulubieńcami są czarne herbaty Basilur, które występują w rozmaitych smakach, jednak szczególnie lubię tę z dodatkiem kandyzowanych owoców ananasa i mango oraz Magic Nights z nutą truskawki. Niedawno odkryłam też czarną herbatę Mlesna z dodatkiem wanilii - niezwykle intensywną i aromatyczną.

Udało mi się kupić dla Włóczykija świetne kosmetyki Williama Morrisa. W skład zestawu wchodzi balsam do ciała, żel pod prysznic, małe mydło i sól do kąpieli o świeżym męskim zapachu. Wszystko zapakowane w ładne pudełko, które będzie ozdobą łazienki (nie ma to jak praktyczne myślenie przy kupowaniu prezentów, no nie?).

A na koniec największa moja zmora, czyli książki! Żeby nie było - książki kocham i uwielbiam, jednak cierpię na chroniczny brak miejsca na ich przechowywanie o czym pisałam tutaj. To jednak nie przeszkadza mi zamawiać kolejnych egzemplarzy czytadeł, które opanowały już wszystkie pomieszczenie w domu (choć są na tyle sprytnie poukrywane,że nie widać ich na pierwszy rzut oka). Na zdjęciu część ostatniego zamówienia. Na ten moment mogę polecić Wam przygody Flawii de Luce, 11-letniej dziewczynki, której największą pasją jest warzenie trucizn w laboratorium chemicznym odziedziczonym po wuju, przerywane raz po raz dziwnymi kryminalnymi wydarzeniami w pobliskim Bishop's Lacey, które wymagają rozwiązania. Introwertyczna Flawia, mieszka w doskonale angielskiej, wiktoriańskiej posiadłości, ulokowanej niedaleko typowego sennego angielskiego miasteczka, pełnego ciekawych mieszkańców i to właśnie owa angielskość oraz dyskretny humor jest jedną z głównych zalet tych opowieści. Jako kolejną wymieniłabym klimat - mimo iż akcja toczy się w latach 50-tych, ma się wrażenie, że cała okolica mentalnie tkwi w czasach przedwojennych (przykładowo, w domu Flawii, każde połączanie telefoniczne musi zostać zaaprobowane przez ojca). Poza tym  kryminały te są trochę creepy, a sama Flawia kojarzy mi się z Wednesday Adams.
......
A na koniec kawałek mojego biurka, które musiało przyjąć na siebie ciężar kolejnych książek. Wypatrzyłam już jednak odpowiedni regał (Ikea Billy), więc niedługo zostaną uporządkowane. Do szybkiego zobaczenia!


Komentarze

  1. Uwielbiam modę inspirowaną malarstwem. Swego czasu miałem hopla na punkcie bluz z Local Heroes. Oni oferowali bluzę ze średniowiecznymi i renesansowymi obrazami. Hipsta so much. A jako ogromny fan herbaty muszę stanąć w ich obronie! Uważam, że z herbaty można wyczarować różne smakołyki. Japończycy są dobrym tego przykładem. Z zielonej herbaty są w stanie zrobić dosłownie wszystko ;)

    http://brewilokwencja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja znalazłam kiedyś taki sklep "Biskup płakał jak konsekrował" czy jakoś tak, gdzie mieli bluzki z motywem średniowiecznych witraży. Fajne były, ale ceny trochę wysokie. o herbacianych deserach nic nie słyszałam, poza lodami o smaku zielonej herbaty :)

      Usuń
  2. Anonimowy9/7/16

    Poproszę więcej fotek szafy;)
    Prerafaelici...mmm...to mój absolutnie ulubiony kierunek w malarstwie.
    Książki, mam z nimi ten sam problem co Ty. Mam ich naprawdę dużo, brakuje mi już miejsca, a bardzo lubię czytać (i wbrew pozorom nie lubię horrorów - na ogół są nudne i przewidywalne). Szkoda, że nie mam mieszkania z efektem 5 wymiaru, to w jednym z pokoi zrobiłabym bibliotekę i upchnęłabym w niej tyle książek ile dusza zapragnie.
    Nie pamiętam gdzie o tym słyszałam, ale na bazie zielonej herbaty można zrobić smaczny deser.
    Kosmetyki dla Włóczykija - po prostu świetne, nawet nie wiedziałam, że takie istnieją.
    Pozdrawiam gorąco! Gotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę zdjęć jest w tym wpisie o pokoju, ale właściwie też mało - chyba będę musiała zrobić jakieś ekstra zdjęcia, bo szafa jest naprawdę świetna i pełna zdobień :) Co do książek myślałam o takim regale na wymiar, ale ten Billy z Ikei idealnie pasuje mi na szerokość, a jest też bardzo wysoki. Poza tym ma dużo przegródek, a ja mam książki posegregowane tematycznie, więc będę je mogła nawet podpisać, żeby dokładnie wiedzieć gdzie co jest :)
      Kosmetyki dla Włóczykija znalazłam w TK Maxx :D Mam nadzieję, że kiedyś będą też dostępne kosmetyczki, bo bardzo mi się podobają.

      Usuń
  3. Widzę, ze też odkryłaś prerafaelitów w Medicine ☺ Mam od nich granatową bluzkę z przeróbką "Narodzin Wenus". Rzeźbione piękności są niesamowite ☺ Czytałam przygody Flawii, choć nie wszystkie - mi też kojarzy się z Wednesday Addams. Czytając stwierdziłam, ze podobna historia nie mogłaby się zdarzyć współcześnie, ponieważ nikt nie pozwoliłby Flawii na operowanie chemikaliami, mimo że ma ona niewątpliwy talent.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, no, też tak sobie właśnie pomyślałam, jak Flawia opowiadała inspektorowi policji o swoich truciznach :P Kiedy odkryłam Medicine, to Boticelli był już tylko w dwóch odsłonach - mojej bluzki i takiej czarno-białej. No nic, czekam co też będzie dalej, coś mi się wydaje, że wiem, gdzie ucieknie mi kasa jesienią :D

      Usuń
  4. Bardzo mnie zaciekawiłaś Flawią de Luce - zdecydowanie czuję, że chciałabym się z nią zaprzyjaźnić :) Też mam problem z książkami, które całkiem już opanowały moje polskie mieszkanie, podczas gdy ja błąkam się po świecie :) W mieszkaniu służbowym nie da się wyhodować dużej biblioteki (niestety, a może na szczęście) więc jestem skazana na ebooki. Twoje prerafaelickie zdobycze odzieżowe są MEGA <3 Pozdrawiam serdecznie, Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam nawet taki moment, że zastanawiałam się nad kupnem ebooka, bo mam czas na czytanie w czasie pracy i co chwilę muszę jeździć z tymi książkami, ale potem jednak doszłam do wniosku, że to czego potrzebuję to pachnący, pięknie wydany tom :) Ale ebooki też są spoko. Jakbym podróżowała po świecie, to pewnie bym kupiła :D Najserdeczniejsze pozdrowienia!

      Usuń
  5. Anonimowy9/7/16

    Śliczna łaciata kawiarka. Ja pijam kawę z ekspresu, ale tylko rano. Za to uwielbiam herbatę.Niestety nie znam herbat Basilur. Zachęciłaś mnie do spróbowania. Z książkami mam ten sam problem dlatego wyhamowałam z kupowaniem nowych. Bluzki z Medicine bardzo ciekawe. Czekam z niecierpliwością na prezentację kuchni po remoncie. Masz bardzo klimatycznie urządzone pokoje więc tym bardziej jestem ciekawa kuchni. Pozdrawiam serdecznie Jola L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli masz gdzieś dostęp do sklepu "Auchan", to zobacz czy nie mają tam herbat "Basilur", bo ceny są zdecydowanie lepsze niż w internecie czy sklepach typowo herbacianych. Zastanawiałam się czy nie kupić ekspresu, ale jak pisałam - ja piję kawę raz dziennie, Włóczykij raz w tygodniu, więc raczej stałby niż byłby używany. Pozdrawiam :D

      Usuń
  6. W Medicine mają od czasu do czasu takie właśnie fajne projekty. Poza tym są niezłe przeceny i ubrania jakościowo naprawdę niezłe jak na sieciówkę.

    Gabinetowe piękności bardzo w moim guście ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za Wasze komentarze. Nie zawsze na wszystkie odpowiadam, jednak każdy z nich jest dla mnie bardzo ważny.
......
Ze względu na spam, komentarze do starszych wpisów są moderowane.

Popularne posty